-
Artykuły[QUIZ] Harry Potter. Sprawdź, czy nie jesteś mugolemKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik3
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać43
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant3
Biblioteczka
2024-06-08
2024-06-06
Z pozoru niewinne sekrety, małe kłamstewka , tajemnice skrywane nawet przed najbliższymi - któż z nas ich nie ma. Trzymamy jest w ukryciu by nie ranić osób, na których nam zależy, nie psuć swojego dobrego wizerunku, czy też by nie eskalować konfliktów. Wybieramy milczenie, które jednak z czasem może zacząć ciążyć. Wtedy wystarczy jedno nieopatrzenie wypowiedziane zdanie, jedno niewinne zdarzenie aby uruchomić lawinę, której siła może zburzyć świat, który znamy. Podobno prawda nas wyzwoli, jednak czy zawsze tak się dzieje?
Małe nadmorskie miasteczko to idealne miejsce do życia i wychowywania dzieci. To bezpieczna przystań dla przedstawicieli klasy średniej, którzy cenią sobie spokój i dobre relacje z otoczeniem. Tam właśnie mieszkają bohaterki książki Liane Moriarty "Wielkie kłamstewka". Madeline, Celeste i młodziutka Jane, samotnie wychowująca syna łączy: wyjątkowa więź: są dla siebie wsparciem, służą dobrą radą i wydawać by się mogło, iż nie mają przed sobą tajemnic. Każda z nich jednak pod płaszczykiem szczęśliwego małżeństwa, udanej kariery zawodowej czy matczynego oddania skrywa mroczne sekrety, których ujawnienie może zniszczyć ich, z pozoru szczęśliwe i beztroskie życie.
Tragiczne zdarzenie, do którego dochodzi podczas szkolnej imprezy jest iskrą, która burzy ten świetnie zorganizowany świat pozorów i kłamstw.
Każda z kobiet będzie musiała zmierzyć się ze swoimi ukrytymi demonami, by móc w końcu spróbować żyć przyszłością a nie przeszłością. A nie będzie to łatwe.
"Wielkie kłamstewka" to opowieść o grze pozorów, w którą wielu gra każdego dnia. Historia ta uzmysławia nam, że to co widzimy może być tylko fasadą: za promiennym uśmiechem może kryć się cierpienie psychiczne, staranny makijaż zakrywać siniaki, a idealne życie relacjonowane w mediach społecznościowych fasadą za którą kryje się dramat. To też historia przyjaźni, która oparta na szczerości i bezinteresownym wsparciu może być kołem ratunkowym.
Autorka fantastycznie uknuła intrygę, rozdział po rozdziale odkrywając karty. W "Wielkich kłamstewkach" jest wszystko co czyni tę powieść nieodkładalną: świetnie przemyślana fabuła, wartka akcja, fantastycznie nakreślone postacie głównych bohaterek i zakończenie, którego nie powstydziłby się największy mistrz literatury sensacyjnej. Polecam!
Audiobook (czytała Magdalena Popławska).
Z pozoru niewinne sekrety, małe kłamstewka , tajemnice skrywane nawet przed najbliższymi - któż z nas ich nie ma. Trzymamy jest w ukryciu by nie ranić osób, na których nam zależy, nie psuć swojego dobrego wizerunku, czy też by nie eskalować konfliktów. Wybieramy milczenie, które jednak z czasem może zacząć ciążyć. Wtedy wystarczy jedno nieopatrzenie wypowiedziane zdanie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-06-04
Gdy byłam młodą dziewczyną, stojąc u progu dorosłości zastanawiałam się co chcę robić w życiu. Pomysłów miałam wiele, ale moim marzeniem było otwarcie kawiarni, wypełnionej półkami z książkami, gdzie klienci siedząc w wygodnych fotelach mogliby raczyć się aromatyczną kawą i czytać, czytać, czytać...
Teraz takich miejsc jest setki, ale wtedy była koncepcja oryginalna i kusiła mnie mocno. Zabrakło mi jednak odwagi i pomysł ten umieściłam na półce z marzeniami, które nigdy się nie spełnią. Z perspektywy czasu, mówiąc pół żartem, pół serio, chyba dobrze się stało, bo czas pokazał, że biznes to niepewny, wymagający ogromnego nakładu pracy i 100% zaangażowania. A ja lubię poleniuchować, odpocząć po trudach dnia iż wyciągnąć się z książka na kanapie. Zbankrutowałabym w pół roku.
Gdy sięgnęłam po książkę "Kuchnia książek" Kim Jee Hye wróciły do mnie wspomnienia z dawnych lat. Jednak bohaterka tej książki miała więcej odwagi niż ja i za nic mając tabelki i wyliczenia finansowe w środku uroczej półudniowokoreańskiej wsi zdecydowała się otworzyć księgarnię połączoną z kawiarnią oraz pokojami gościnnymi, dla tych którzy w chcą złapać oddech i odpocząć kilka dni z książką w ręku.
Pomysł tyleż cudowny, co mało realny z biznesowego punktu widzenia, chwycił od razu i Yujin i jej klimatyczna księgarenka stała się miejscem spotkań i przystanią dla ludzi na życiowych zakrętach. To tu przyjeżdżają szukając odpowiedzi jak dalej pokierować swoim życiem, a dzięki właścicielce Kuchni książek i jej pracownikom odpowiedź znajdują na półkach wypełnionych setkami tytułów (głównie rodzimych autorów, ale nie tylko).
To powieść dla miłośników literatury, którzy wierzą, że w książkach można znaleźć, ukojenie, motywację do działania i odpowiedzi na wszelkie pytania, także te niezadane. Otula ciepłem, lepiej niż wełniany koc a jej czytanie wywołuje uczucie spokoju i błogości. I choć kołacze się nam w głowie myśl, że przecież to mało realne aby takie miejsce mogło istnieć i zarabiać na siebie to, chcemy wierzyć, że tak mogłoby być. Bo każdy z nas lubi bajki, a najlepiej te które dobrze się kończą i można do nich wracać, jak do magicznego miejsca z powieści Kim Jee Hye.
Za egzemplarz do recenzji dziękuje Wydawnictwu Czarna Owca.
Gdy byłam młodą dziewczyną, stojąc u progu dorosłości zastanawiałam się co chcę robić w życiu. Pomysłów miałam wiele, ale moim marzeniem było otwarcie kawiarni, wypełnionej półkami z książkami, gdzie klienci siedząc w wygodnych fotelach mogliby raczyć się aromatyczną kawą i czytać, czytać, czytać...
Teraz takich miejsc jest setki, ale wtedy była koncepcja oryginalna i...
2024-05-30
Nie jestem fanką powieści obyczajowych, romanse omijam szerokim łukiem a erotyki mogłoby dla mnie nie istnieć. Dlatego nie mogę wyjść ze zdumienia, że dałam się porwać powieści Elżbiety Cherezińskiej "Saga Sigrun", która jakby nie patrzeć łączy wszystkie te elementy, tworząc historię od której nie mogłam się oderwać.
Autorka ma wyjątkowy dar snucia opowieści, o czym miałam okazję przekonać się już wcześniej, chociażby przy lekturze cyklu "Płomienna korona". Tym razem przenosi czytelnika w czasy wikingów, gdzie wśród dzikich północnych krajobrazów żyje Sigrun, żona jarla z Trondelagu, kobieta piękna, mądra i bez pamięci zakochana w swoim mężu Reginie.
To w jej opowieść wsłuchujemy się z uwagą śledząc życie Sigrun od wczesnych lat młodości, aż po kres jej dni. A życie to przepełnione jest miłością, wdzięcznością za każdy dzień, który może dzielić ze swoim ukochanym, strachem o bezpieczeństwo męża i zwykłą codziennością: wychowaniem dzieci, zarządzaniem domostwem, haftowaniem.
Regin i Sigrun są jak dwie połówki jabłka. Łączy ich gorąco uczucie, wspólne wartości i szacunek do siebie nawzajem. On jest głową tej rodziny, ona zaś szyją. Dzięki jej wysiłkom dom, do którego wraca Regin z wypraw i polowań jest bezpieczną przystanią, do której zmęczony zawija.
Książka ta pobudza zmysły, przyprawia o szybsze bicie serca i każe wierzyć, że każdy z nas znajdzie miłość, która będzie trwała i prawdziwa.
Sceny miłosne między dwójką bohaterów są subtelne, naturalne i pozbawione wulgarności. Nawet w alkowie widać iż łączy ich uczucie, którego seks jest dopełnieniem.
Elżbieta Cherezińska zadbała także o to aby oddać realia tamtych czasów: mamy więc opisy strojów i biżuterii, łodzi i osprzętu wojennego. Stoły uginają się pod prostym acz smacznym jedzeniem, o zdrowie ówczesnych dba zielarka a bogowie, którym wikingowie oddają cześć muszą powoli ustępować miejsca Białemu Chrystowi.
"Saga Sigrun" to powieść, gdzie nie ma gwałtownych zwrotów akcji ale to moim zdaniem jest jej siłą. To historia o życiu, miłości i rodzinie, pięknie napisana, którą ze szczerego serca polecam.
Audiobook (czytała Anna Kerth).
Nie jestem fanką powieści obyczajowych, romanse omijam szerokim łukiem a erotyki mogłoby dla mnie nie istnieć. Dlatego nie mogę wyjść ze zdumienia, że dałam się porwać powieści Elżbiety Cherezińskiej "Saga Sigrun", która jakby nie patrzeć łączy wszystkie te elementy, tworząc historię od której nie mogłam się oderwać.
Autorka ma wyjątkowy dar snucia opowieści, o czym miałam...
2024-05-28
Twórczość Mike'a Omera poznałam dzięki cyklowi "Tajemnice Abby Mullen", którego bohaterką jest policyjna negocjatorka z Nowego Jorku, postać wyrazista, pełna sprzeczności, która stara się pogodzić niezwykle wymagającą pracę z samodzielnym wychowywanie dwójki dzieci. Z jednej strony to twarda profesjonalistka, która jednak w życiu prywatnym toczy dzień za dniem bitwę szarą codziennością. Jest niezwykle dzielna ale i wewnętrznie krucha, gdyż na swych barkach dźwiga ciężar mrocznej przeszłości, Wtedy to, jak dziecko, przeżyła pożar, który wybuchł na farmie wyznawców Mosesa Wilcoxa, charyzmatycznego przywódcy sekty religijnej, której członkami byli jej rodzice.
Wspomnienia tamtych chwil wciąż ją nawiedzają i nie jest w stanie odciąć się od nich. Wie, że tamta historia nie skończyła się wraz ze śmiercią najbliższych, gdyż mimo tego co sądzą śledczy, Abby Mullen wie, iż Moses Wilcox nie zginął lata temu wraz ze swoimi wyznawcami i nadal sieje zło.
"Paląca obsesja" to książka, w której naszej bohaterce przyjdzie zmierzyć się z demonami przeszłości i stanąć oko w oko z człowiekiem, z którym ma niewyrównane rachunki.
Jako ekspertka od sekt dołącza do śledztwa, gdzie policja poszukuje sprawcy licznych podpaleń, w wyniku których giną ludzie. Intuicja podpowiada Abby, iż stoi za tym osoba, która naznaczyła jej dzieciństwo strachem i poczuciem winy.
Krok za krokiem podąża za śladami samozwańczego proroka by przerwać łańcuch jego występków. Nie przypuszcza jednak iż ponownie będzie musiała stanąć z nim oko w oko otoczona przez szalejące płomienie.
Powieść ta jest podsumowaniem całego cyklu i niestety, a mówię to ze żalem, jest najsłabszą jego częścią. Bo mimo, iż akcja pędzi i przyśpiesza z rozdziału na rozdział to niewiele się u dzieje jeśli chodzi o samą fabułę. Od pierwszej do ostatniej strony trwa pościg za mordercą i podpalaczem, który wykorzystuje swoją pozycję przywódcy sekty to zaspokajania swoich najmroczniejszych fantazji, również tych seksualnych. Kiedy wydaje się, że jego ujęcie jest tylko kwestią czasu znowu udaje mu się wymknąć, i znowu, i znowu...
Choć historii nie można odmówić dynamizmu to jednak pod koniec czułam się już odrobinę znużona tą pogonią, której finału łatwo było się domyśleć. Zabrakło zaskoczenia, a ja uwielbiam jak autor wodzi czytelnika za nos, by na koniec zafundować mu grande finale z prawdziwego zdarzenia.
Niemniej jednak dla wielbicieli historii Abby Mullen "Paląca obsesja" to pozycja obowiązkowa.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Twórczość Mike'a Omera poznałam dzięki cyklowi "Tajemnice Abby Mullen", którego bohaterką jest policyjna negocjatorka z Nowego Jorku, postać wyrazista, pełna sprzeczności, która stara się pogodzić niezwykle wymagającą pracę z samodzielnym wychowywanie dwójki dzieci. Z jednej strony to twarda profesjonalistka, która jednak w życiu prywatnym toczy dzień za dniem bitwę szarą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-22
Sokrates powiedział, że śmierć może być największym ze wszystkich ludzkich błogosławieństw. Jednak mimo iż umieranie jest tak samo naturalne jak rodzenie się boimy się śmierci i robimy wszystko aby zagłuszyć ten strach.
Są jednak kultury, gdzie odchodzenie nie jest tematem tabu, które wytworzyły taki model przeżywania śmierci najbliższych, że znajdują im miejsce w swoim życiu. Nie porzucają ich i okazjonalnie odwiedzają na cmentarzach ale są razem z nimi: rozmawiają i traktują jako opiekunów i doradców. Nikogo nie dziwią też osoby, które łączą dwa światy: żywych i umarłych: czują więcej, widzą więcej, słyszą więcej.
Taką osobą jest Yejide, bohaterka debiutanckiej powieści Ayanna Lloyd Banwo "Kiedy byłyśmy ptakami". To urzekająca, pełna mistycyzmu i egzotyki historia o sile tradycji i rodziny, w której kolejne pokolenia kobiet pomagają duszom zmarłym przekroczyć granicę między życiem a śmiercią.
Gdy umiera matka Yejide, ta nie czuje się gotowa aby wziąć na siebie rolę przewodniczki zmarłych. Buntuje się i chce uciec od swojego przeznaczenia.
Gdy tak walczy sama ze sobą poznaje Darwina, cichego i skromnego chłopaka pracującego jako grabarz na miejskim cmentarzu.
Jako rastafarianin, nie powinien obcować ze śmiercią, jednak łamie tę zasadę by zapewnić godne życie sobie i swojej matce, która wychowała go samodzielnie.
Spotkanie tych dwojga młodych ludzi wchodzących w dorosłe życie jest początkiem gorącego uczucia, które zarówno dla Yejide jak i Darwina jest nadzieją na lepsze, wspólne jutro. Aby tak się stało muszą zaakceptować swoją przeszłość i dziedzictwo oraz uwolnić się od bólu i dziecięcych traum, co wcale nie jest takie proste. Pomoc w tym mogą duchy przodków, czuwające nad nimi z zaświatów.
"Kiedy byłyśmy ptakami" to książka tak inna, tak odległa kulturowo i tak dzięki temu zachwycająca, że z przyjemnością towarzyszyłam bohaterom w ich zmaganiach.
Powieść ta, choć jej akcja umiejscowiona jest na karaibskiej wyspie, jest, co ciekawe, historią uniwersalną, oswajającą tematykę śmierci, pochylającą się z szacunkiem nad tradycją i afirmującą życie. Polecam!
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Echa.
Sokrates powiedział, że śmierć może być największym ze wszystkich ludzkich błogosławieństw. Jednak mimo iż umieranie jest tak samo naturalne jak rodzenie się boimy się śmierci i robimy wszystko aby zagłuszyć ten strach.
Są jednak kultury, gdzie odchodzenie nie jest tematem tabu, które wytworzyły taki model przeżywania śmierci najbliższych, że znajdują im miejsce w swoim...
2024-05-20
Myślę, że trudno w pełni docenić powieść "Godziny" Michaela Cunninghama bez wcześniejszej lektury choćby jeden z książek Virginii Woolf. Ja niestety popełniłam ten błąd i mam świadomość, że moja ocena tej historii jest niepełna, pozbawiona kontekstów i głębi. Zakładam jednak, że nie jestem jedynym czytelnikiem, który sięgnął po "Godziny" po obejrzeniu filmu pod tym samym tytułem z oscarową rolą Nicole Kidman. Nie będę jednak odnosić się do ekranizacji tej książki, ale pozwolę sobie skupić się na moich wrażeniach po wysłuchaniu tej historii w świetnej (jak zawsze) interpretacji Andrzeja Ferenca.
To refleksyjna historia trzech kobiet, które łączy postać Pani Dalloway, bohaterki książki Virgniii Woolf. Pisarkę poznajemy u kresu jej życia, kiedy to zmęczona kolejnymi atakami nerwowymi, które towarzyszyły jej praktycznie od zawsze postanawia popełnić samobójstwo i wchodzi do rzeki, płynącej obok jej posiadłości z kamieniami w kieszeniach. Przed ta decyzją nie jest w stanie odwieść ją ani miłość męża, ani powszechne uznanie dla jej talentu.
Po latach jej powieści są nadal inspiracją dla wielu kobiet. Zaczytuje się w nich również Laura Brown, gospodyni domowa starająca się dobrze wypełniać rolę żony i matki. Cóż z tego, skoro dusi się w swoim małżeństwie a proza życia z dnia na dzień coraz bardziej ją przytłacza. Ucieczką od codzienności są dla niej książki, które pozwalają jej choć na chwilę uciec od sztywnego gorsetu zasad i przewidywalności.
Z kolei Clarissa Vaughan, mieszkająca we współczesnym Nowym Jorku wydawczyni, zdaje się wolna od konwenansów i żyje według własnych zasad. W głębi jednak czuje żal za dawno utraconą miłością, której nie dała szansy.
Los tych kobiet, desperacko szukających uczuciowego spełnienia, niespodziewanie zetknie je ze sobą i pozwoli zobaczyć jak wiele mają ze sobą wspólnego.
To książka o potrzebie wolności, miłości i samostanowieniu o sobie. Mnóstwo w niej wątków feministycznych, dotyczących miłości homoseksualnej i refleksji nad kondycją współczesnego świata.
I choć powieść mnie zaintrygowała, to nie będę ukrywać, że miejscami czułam się znużona czy wręcz znudzona tą historią, w której niewiele było zwrotów akcji. Niemniej to ciekawa propozycja, która zmotywowała mnie aby zapoznać się z twórczością Virginii Wolf.
Audiobook (czytał Andrzej Ferenc)
Myślę, że trudno w pełni docenić powieść "Godziny" Michaela Cunninghama bez wcześniejszej lektury choćby jeden z książek Virginii Woolf. Ja niestety popełniłam ten błąd i mam świadomość, że moja ocena tej historii jest niepełna, pozbawiona kontekstów i głębi. Zakładam jednak, że nie jestem jedynym czytelnikiem, który sięgnął po "Godziny" po obejrzeniu filmu pod tym samym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-17
Mówi się: „w zdrowym ciele zdrowy duch”. I choć to prawda znana od stuleci wielu z nas jest na bakier jeśli chodzi o regularną aktywność fizyczną. Tłumaczymy się brakiem czasu, złym stanem zdrowia (a to kolana bolą, a to w krzyżu łupie) czy brzydką pogodą. Jednak tak naprawdę przemawia przez nas lenistwo i przedkładania innych, mniej wyczerpujących, czynności jak oglądanie seriali czy scrolowanie palcem po ekranach naszych smartfonów, nad wysiłek fizyczny.
A ruch to pigułka młodości, zdrowia i pozytywnej energii o czym z pasją opowiadają szwedzcy autorzy książki "Rozruszaj swój mózg" Anders Hansen i Carl Johan Sundberg.
Z pasją godną najwyższej pochwały pokazuj jak aktywność fizyczna może pozytywnie wpłynąć na nasze zdrowie i kondycję psychiczną. Przytaczając szereg badań pokazują iż regularny wysiłek jest najlepszym lekarstwem dla ciała i duszy. Co ciekawe, udowadniają, że nie trzeba wylewać siódmych potów na siłowni, ani biegać maratonów by być w formie. Wystarczy 30 minut intensywnego spaceru dziennie, kilka razy w tygodni aby nasza kondycja uległa znacznej poprawie. Każda teza poparta jest licznymi badaniami. Kiedy zaś autorzy mówią o czymś jeszcze nie do końca udowodnionym to też jest to jasno powiedziane.
Mnie najbardziej zainteresowały rozdziały dotyczące treningu interwałowego. Jego typowy czas trwania wynosi od kilkunastu do dwudziestu paru minut a efekty jeśli chodzi o poprawę kondycji daje lepsze niż jednostajny, dłużej trwający wysiłek. To na pewno temat, który będę chciała zgłębić.
Plusem tej publikacji jest jej przestępna forma. Nie ma tutaj naukowego bełkotu, przy którym oczy same się zamykają. Rozdziały są krótkie, esencjonalne i a argumenty w nich przytoczone mobilizują do działania.
Minusem jest dla mnie szata graficzna. Choć okładka przykuwa wzrok intensywnymi kolorami to żółta czcionka, którą zaznaczano najistotniejsze fragmenty rozdziałów nie była najlepszym pomysłem. Nawet w okularach miałam kłopoty aby odszyfrować poszczególne zdania.
Jednak to tylko małe "ale". "Rozruszaj twój mózg" jest książką, którą szczerze polecam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak.
Mówi się: „w zdrowym ciele zdrowy duch”. I choć to prawda znana od stuleci wielu z nas jest na bakier jeśli chodzi o regularną aktywność fizyczną. Tłumaczymy się brakiem czasu, złym stanem zdrowia (a to kolana bolą, a to w krzyżu łupie) czy brzydką pogodą. Jednak tak naprawdę przemawia przez nas lenistwo i przedkładania innych, mniej wyczerpujących, czynności jak oglądanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-12
Ci, którym udało się przeżyć koszmar holocaustu, często nie chcieli mówić o swoich doświadczeniach. Zatrzaskiwali za sobą drzwi do przeszłości i starali się żyć dniem codziennym. Często jednak wspomnienia powracały do ocalałych ze zdwojoną siłą, a niezaleczone rany i traumy przekazywane były kolejnym pokoleniom. Dla niektórych możliwość opowiedzenia o swoich doświadczeniach była formą swoistej autoterapii. Spisywane po latach wspomnienia uwalniały od strachu czy poczucia winy, bo nie raz Ci, którzy przeżyli zastanawiali się dlaczego to im właśnie udało się przeżyć gdy ich najbliżsi zginęli z ręki swoich oprawców, z głodu lub wycieńczeni chorobą.
Z wieloosobowej rodziny Rachel Roth (nazwisko rodowe Rotsztejn) przeżyła tylko ona, jej ciotka Hela oraz ojciec, któremu cudem udało się już po wybuchu wojny dotrzeć do Palestyny. Wychowana w inteligenckiej rodzinie żydowskiej na warszawskiej Pradze w czasie wojny trafiła wraz z najbliższymi do getta. Tam przeżyła śmierć najbliższych, łapanki do transportów i powstanie by w końcu trafić na Umschlagplatz a stamtąd do obozu w Majdanku.
Tam, mimo głodu, selekcji do gazu, tyfusu i innych chorób, obiecała sobie i nieznajomej kobiecie poruszonej jej losem, że przeżyję tę gehennę.
"Przysięgnij, że przeżyjesz. Majdanek, Auschwitz, Bergen-Belsen" to z dbałością o szczegóły opowiedziana historia młodej dziewczyny, której udało się wymknąć śmierci.
To niezwykle dokładny zapis jej losów, poruszający czytelnika bezpośredniością i szczerością. Dzięki niemu możemy poznać zarówno codzienność obozowego życia jak i przyjrzeć się relacjom międzyludzkim i stosunkom jakie panowały wśród osadzonych.
Czyta się tę książkę ze ściśniętym sercem ale i podziwem dla setek tysięcy więźniów, dla których każdy nowy dzień mógł być ich ostatnim. Mimo to nie poddawali się i dopóki starczyło sił walczyli aby przeżyć.
Autorce też się to udało a jej wspomnienia są spuścizną, którą pozostawiła kolejnym pokoleniom: kup pamięci i ku przestrodze. Zachęcam Was do lektury tej książki.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu RM.
Ci, którym udało się przeżyć koszmar holocaustu, często nie chcieli mówić o swoich doświadczeniach. Zatrzaskiwali za sobą drzwi do przeszłości i starali się żyć dniem codziennym. Często jednak wspomnienia powracały do ocalałych ze zdwojoną siłą, a niezaleczone rany i traumy przekazywane były kolejnym pokoleniom. Dla niektórych możliwość opowiedzenia o swoich doświadczeniach...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-10
Nie jestem wielką fanką motoryzacji. Samochód ma mnie zawieźć z miejsca A do miejsca B, mało palić i jak najrzadziej się psuć. Wiem jednak, że wielu jest fanów czterech kółek, którzy o modelach, przyspieszeniu do 100km/h i tuningu auta są w stanie rozmawiać godzinami. Nie moja bajka, nie mój film.
Dlatego tak długo zwlekałam z sięgnięciem po książkę Stephena Kinga "Christine", którego tytułowym bohaterem a właściwie bohaterką jest plymouth fury rocznik 1958.
Pozycja ta utwierdziła mnie w przekonaniu, że wyobraźnia autora nie ma granic. Krwiożerczy samochód, pałający rządzą zemsty wydawać się może pomysłem co najmniej ryzykowanym. W tym przypadku jednak Christine to "istota", która nie w sobie nic z groteski. Tajemnicze auto budzi w czytelniku autentyczną grozę, jest jak Nemezis wymierzająca sprawiedliwość: bez wahania i litości.
Kiedy Arnie Cunningham natknął się na stare, zdezelowane auto wystawione na sprzedaż poczuł, że musi ono należeć do niego. Ten zakompleksiony, wycofany chłopak zakochał się w samochodzie, którego poprzedni właściciel nazwał imieniem Christine. Mimo ostrzeżeń jedynego przyjaciela decyduje się on na zakup samochodu, które tylko z pozoru jest zwykłym autem. Christine bowiem to narzędzie zbrodni, które eliminuje z zimną krwią wrogów i osoby nieprzychylne jej i nowemu właścicielowi. Zagrożeni są rodzice Arniego, niechętni nowemu zakupowi, jego szkolni koledzy, a nawet dziewczyna i najlepszy przyjaciel.
"Christine" to 100% Kinga w Kingu. To wciągająca powieść zawierająca w sobie elementy grozy, ze świetnie skonstruowaną fabułą i zaskakującym zakończeniem. To historia o przyjaźni, potrzebie bezwarunkowej akceptacji i pasji, która może przerodzić się w obsesję. Dwójka młodych bohaterów wchodzących powoli w dorosłe życie to postacie z krwi i kości, do których czuje się sympatię, choć nie zawsze zgadza się z ich wyborami. To jedna z bardziej znanych książek autora wymieniana jednym tchem ze "Lśnieniem", "Smętarzem dla zwierzaków" czy "Carrie". Tym którzy jeszcze jej nie czytali serdecznie polecam!
Audiobook (czytał Krzysztof Plewako-Szczerbiński).
Nie jestem wielką fanką motoryzacji. Samochód ma mnie zawieźć z miejsca A do miejsca B, mało palić i jak najrzadziej się psuć. Wiem jednak, że wielu jest fanów czterech kółek, którzy o modelach, przyspieszeniu do 100km/h i tuningu auta są w stanie rozmawiać godzinami. Nie moja bajka, nie mój film.
Dlatego tak długo zwlekałam z sięgnięciem po książkę Stephena Kinga...
2024-05-02
Już słyszę jak niektórzy obruszają się, że pisanie o modzie w kontekście obozów koncentracyjnych to świętokradztwo i brak szacunku dla setek tysięcy ofiar, które tam zginęły. Należy jednak pamiętać, że w tych miejscach kaźni toczyło się życie pełne bólu i lęku o to co przyniesie dzień jutrzejszy ale też nadziei, wzajemnego wsparcia, przyjaźni a niekiedy i miłości o czym świadczy chociażby, przypominająca szekspirowskie dramaty, historia Edwarda Galińskiego i Mali Zimetbaum.
Ludzie walczyli o przetrwanie a aspekt duchowy był tu nie mniej ważny niż ten fizyczny. Zachowanie godności było priorytetem, a częścią poczucia godności jest dbanie o siebie. "Dbać o siebie i wyglądać to nie jest tylko potrzeba estetyczna. To potrzeba moralna" - mówi były więzień obozu, którego słowa mogłyby być myślą przewodnią książki "Rzeczy osobiste" Karoliny Sulej.
Z niezwykłym wyczuciem, szacunkiem do ofiar i starannością autorka opowiada o życiu w obozie przez pryzmat ubrań, rzeczy codziennego użytku, osobistych drobiazgów, które udało się więźniom ocalić przed konfiskatą.
I choć obozy koncentracyjne kojarzą się z charakterystycznymi pasiakami to już na wstępie dowiadujemy się, że były one rozdawane y więźniom tylko na początku wojny. Potem, z racji braków w zaopatrzeniu, korzystali oni z ubrań cywilnych, rzadko praktycznych i dostosowanych do aktualnych warunków pogodowych. Suknie balowe i pantofelki na obcasie mieszały się z wełnianymi swetrami, letnimi spódnicami w kwiaty i ciężkimi chodakami. Punktem honoru było dla więźniów aby otrzymane rzeczy były czyste, schludne i w miarę estetyczne. Igła, nitka, kolorowa szmatka na głowę mogły sprawić, że czuli się oni lepiej. Zabiegi wokół stroju i higieny ciała przypominały im, że są ludźmi a nie tylko numerami.
Karolina Sulej poświęca też uwagę oprawcom i ich mundurom, będącym synonimem władzy i porządku. Porządnie skrojone, świetne gatunkowo i ciepłe ubrania esesmanów (w tym zawsze błyszczące czarne oficerki) miały za zadanie budzić w więźniach strach i poczucie niższości.
"Rzeczy osobiste" to książka inne niż wszystkie, pokazująca świat obozów koncentracyjnych z innej perspektywy niż ta do której jesteśmy przyzwyczajeni. Opowiada historię ludzi, poprzez ubrania, rzeczy osobiste, kosmetyki. Długo będę pamiętała historię kobiety, którą przed selekcją uratowała szminka, którą natarła sobie policzki. Ta szminka, taki wydawać się by mogło zbytek, dla niej oznaczała życie.
Polecam Wam serdecznie tę lekturę. To jeden z lepszych i ciekawszych reportaży, jakie kiedykolwiek czytałam.
Już słyszę jak niektórzy obruszają się, że pisanie o modzie w kontekście obozów koncentracyjnych to świętokradztwo i brak szacunku dla setek tysięcy ofiar, które tam zginęły. Należy jednak pamiętać, że w tych miejscach kaźni toczyło się życie pełne bólu i lęku o to co przyniesie dzień jutrzejszy ale też nadziei, wzajemnego wsparcia, przyjaźni a niekiedy i miłości o czym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-28
Bieszczady to synonim spokoju i życia zgodnie z naturą i jej rytmem. Wielu wydaje się, że to raj na ziemi, który jest ziemią obiecana dla wszystkich zmęczonych życiem i szukających wytchnienia w ciszy co doskonale ilustruje powszechnie znane powiedzenie zachęcające, aby rzucić to wszystko co nas tłamsi, ogranicza i stresuje i wyjechać w Bieszczady. Ukojenia w tym miejscu, z dala od cywilizacji, szuka również komisarz Igor Brudny, bohater powieści "Smolarz" autorstwa Przemysława Piotrowskiego, szóstej już książki z cyklu o niepokornym stróżu prawa.
"Smolarz" od razu przykuwa wzrok, a to za sprawą przerażającej, demonicznej, upiornej (niepotrzebne skreślić) okładki. W trakcie czytania musiałam ją zakrywać, a książkę odkładać w taki sposób aby nie natknął się na nią mój syn, który przypłaciłby to zapewne sennymi koszmarami.
Trzeba jednak trzeba przyznać, że ten projekt graficzny doskonale koresponduje z treścią powieści, która co wrażliwszych czytelników może doprowadzić do mdłości i zniechęcić do sięgania po tego typu tytułu.
Od razu zaznaczę, że nie jestem fanką historii, gdzie krew leje się hektolitrami, a wnętrzności wylewają się z otwartych powłok brzusznych. A "Smolarz" ociera się o taką konwencję. Zresztą to chyba jakiś trend we współczesnej powieści kryminalnej gdzie coraz więcej twórców ściga między sobą na najbardziej makabryczną fabułę wymyślając coraz to okrutniejsze scenariusze zbrodni. I mimo, że tak jest w tym przypadku to muszę przyznać, że wciągnęła mnie ta opowieść, pełna mroku, lokalnych legend i przemilczanych zbrodni sprzed lat.
Igor Brudny, mimo przerwy w pracy i planów aby dać sobie czas na przemyślenie tego co dalej z jego karierą w policji, angażuje się w lokalne śledztwo, które ma wykazać co się stało z dwiema młodymi turystkami, które zaginęły w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego determinacja i bezkompromisowość nie są w smak miejscowym stróżom prawa, którzy chcą szybko zamknąć śledztwo. Szybko wychodzi na jaw, iż ich działania kryją miejscowych notabli, których łączy tajemnica sprzed lat. Rozbicie tej sieci powiązań i odkrycie prawdy może kosztować Igora Brudnego wiele, jednak ten nie cofnie się w swych działaniach dopóki nie rozwiąże sprawy zniknięcia studentek.
Dałam się wciągnąć w tę historię, choć dla mnie była jednak zbyt krwawa. Niestety finał, groteskowy i utrzymany w konwencji filmów klasy B, okrutnie mnie rozczarował. Mam jednak słabość do postaci głównego bohatera więc spuszczę na końcowe rozdziały zasłonę milczenia. Zdaję sobie sprawę, że takie powieści mają swoje wierne grono czytelników. Jak głosi łacińska sentencja: de gustibus non est disputandum.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
Bieszczady to synonim spokoju i życia zgodnie z naturą i jej rytmem. Wielu wydaje się, że to raj na ziemi, który jest ziemią obiecana dla wszystkich zmęczonych życiem i szukających wytchnienia w ciszy co doskonale ilustruje powszechnie znane powiedzenie zachęcające, aby rzucić to wszystko co nas tłamsi, ogranicza i stresuje i wyjechać w Bieszczady. Ukojenia w tym miejscu, z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-25
Lubię ciszę. Męczy mnie hałas, nieustanne trajkotanie, głośna muzyka. Lubię pobyć sam na sam ze swoimi myślami i dobrze czuje się w towarzystwie, gdzie milczenie nikogo nie krępuje. Wielu jednak boi się ciszy. Włączony telewizor, grające w tle radio czy rozmowy o niczym powodują, że ludzie czują się mniej samotni, choć w głębi serca wiedzą, że to tylko złudne wrażenie.
Bohaterowie książki Merethe Lindstrom, Eva i Simon, są małżeństwem w wieloletnim stażem. Ich życie z pozoru wydaj się spełnione i szczęśliwe. Doczekali się trzech dorosłych już córek, mają piękny dom i bezpieczeństwo finansowe. Jednak każde z nich skrywa tajemnice, przykryte grubą warstwą milczenia hołdując zasadzie, że to co niewypowiedziane nie istnieje. Z czasem jednak zaczynają one ciążyć i odgradzać ich od siebie. Simon coraz bardziej wycofuje się z życia, szukając schronienia w ciszy. Całymi dniami milczy, czym doprowadza swoją żonę na skraj rozpaczy. Panująca w domu cisza sprawia, że kobieta stara się dociec, kiedy ich życie tak bardzo się zmieniło. Czy początkiem tego była tajemnicza wizyta intruza sprzed lat, którego Eva wpuściła do domu, nagłe odejście pomocy domowej z która udało im się zaprzyjaźnić czy też nieprzepracowana trauma jej męża z dzieciństwa? W jej głowie mnożą się pytania, jednak jedyną odpowiedzią na nie jest dojmująca cisza.
"Dni w historii ciszy" i intymny portret małżeństwa, trudnej relacji dwójki ludzi, którzy przez całe życie unikali konfrontacji z własnymi demonami, tłumiąc w sobie lęki i poczucie winy. To bardzo przygnębiająca historia, opowiedziana w sposób chłodny i rzeczowy, pozbawiony emocji. Niech Was nie zwiedzie różowa okładka z uśmiechniętą buzią dziecka. Świat Simona i Evy jest pogrążony w mroku, z którego może ich wyrwać jedynie spojrzenie w oczy prawdzie. Pytanie jednak czy na to nie jest już jednak za późno?
Polecam Wam tę książkę, choć nie jest to łatwa lektura. Zostaje w głowie na długo zostawiając czytelnika z mnóstwem pytań, na które odpowiedź nie jest oczywista.
Lubię ciszę. Męczy mnie hałas, nieustanne trajkotanie, głośna muzyka. Lubię pobyć sam na sam ze swoimi myślami i dobrze czuje się w towarzystwie, gdzie milczenie nikogo nie krępuje. Wielu jednak boi się ciszy. Włączony telewizor, grające w tle radio czy rozmowy o niczym powodują, że ludzie czują się mniej samotni, choć w głębi serca wiedzą, że to tylko złudne wrażenie....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-24
Joanna Jax jest jedną z ulubionych pisarek mojej mamy, a że wzięłam na siebie (przyjemny) obowiązek dostarczania jej książek z mojej biblioteki to od czasu do czasu przeglądam stosik lektur, które mam dla niej przygotowany. Osobiście nie jestem wielką fanką powieści obyczajowych, ale mam słabość , do wielotomowych rodzinnych sag dlatego swego czasu sięgnęłam po cykl "Dziedzictwo von Becków". Nie zachęcił mnie on jednak specjalnie specjalnie do lektury kolejnych książek autorki. Kiedy jednak natknęłam się na książkę "Kair. Czwarta rano", której opis wyraźnie sugerował iż jest to historia z pogranicza kryminału i powieści szpiegowskiej postanowiłam zrobić kolejne podejście do twórczości Joanny Jax.
Literatura sensacyjna jest dla mnie swoistym wentylem bezpieczeństwa. Najlepiej się przy niej relaksuję, przy okazji angażują szare komórki do pracy, uwielbiam bowiem rozwiązywać zagadki kryminalne i tropić niebezpiecznych przestępców. Liczyłam więc na solidną porcję rozrywki i niestety odrobinę się przeliczyłam.
Już po kilku pierwszych strona zdałam sobie sprawę, że jestem w środku jakiejś historii i nie mam co liczyć na to, że ktoś mi, choć w zarysach, wytłumaczy o co w tym wszystkim chodzi. Oczywiście, że biorąc do rąk tę książkę zauważyłam, iż jest ona drugim tomem z serii "Czas zapomnienia" jednak w swej naiwności myślałam, że nie trzeba ich czytać w porządku chronologicznym. Szybko się okazało, że niestety trzeba.
W tracie lektury włożyłam ogromny wysiłek intelektualny aby ze strzępków informacji złożyć sobie tę historię w całość. Poległam jednak z kretesem. Postanowiłam skupić więc na tym co tu i teraz. Akcja powieści rozgrywa się na kilku planach czasowych: w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej (1912), Arabii (1918), Kairze (1937) czy powojennym Berlinie. To właśnie tam dochodzi do tajemniczych zgonów, których powodem mogą być wydarzenia sprzed lat, które rozegrały się w Afryce Północnej. Komisarz Erik Weber jest zdania, że ich powodem jest kradzież dużej ilości diamentów należących do spadkobierczyni rodziny Schneiderów, która teraz stara się odzyskać swoja własność. Zaczyna więc gorączkowo poszukiwania kobiety w czym pomaga mu były oficer brytyjskiego wywiadu Connor Evans. Nie przypuszcza jednak, że tajemnicza nieznajoma jest bliżej niż mu się wydaje, skrywając swoją prawdziwą tożsamość, obawiając się oskarżeń o zbrodnie, których nie popełniła.
Ann - Katrin Schneider wraz zakochanym w niej Connorem starają się sami rozwikłać tę sprawę.
Już po kilku rozdziałach przytłoczył mnie ogrom postaci, miejsc i wątków. Chaos, to pierwsze skojarzenie, jakie mam z tą książką. Z racji przeskoków czasowych akcji brakowało płynności, a relacja między głównym bohaterami (love-hate), która była osią tej powieści, była schematyczna i przewidywalna. Ogrom wydarzeń historycznych, o których wspomina autorka w sposób przypominający podręcznik szkolny, także nie ułatwia czytania.
Po lekturze czułam się zmęczona, nie zrelaksowana. Nie polecam.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Joanna Jax jest jedną z ulubionych pisarek mojej mamy, a że wzięłam na siebie (przyjemny) obowiązek dostarczania jej książek z mojej biblioteki to od czasu do czasu przeglądam stosik lektur, które mam dla niej przygotowany. Osobiście nie jestem wielką fanką powieści obyczajowych, ale mam słabość , do wielotomowych rodzinnych sag dlatego swego czasu sięgnęłam po cykl...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-21
Już po wysłuchaniu pierwszego rozdziału tej książki wiedziałam, że popełniłam błąd. Sięgając po "Szóste dziecko" założyłam, że to kryminał, z bohaterem, którego miałam okazję poznać kilka lat temu, przy okazji lektury "Czwartej małpy". Nie przyszło mi do głowy, że to trzecia część trylogii i bez znajomości drugiego tomu z cyklu, "Piąta ofiara", jej czytanie będzie jak układanie puzzli, których połowa rozsypała się na dywanie a kilka wciągnął odkurzacz.
Przez początek tej historii przebrnęłam jak ślepiec, później było już odrobinę łatwiej ale jestem zła na siebie, iż nie doczytałam, że serię tą należy czytać w porządku chronologicznym i najlepiej w niewielkich odstępach czasu. Zawiłość fabuły, mnogość bohaterów i ofiar sprawiają, że łatwo się zgubić w tej historii.
A jest w niej wszystko, co w dobrych kryminałach być powinno: seryjny morderca, wyrównujący rachunki z przeszłości, policjant w roli oskarżonego, który musi dowieść swojej niewinności, groźny wirus zagrażający całemu miastu i skorumpowani stróże prawa. Są też zbrodnie krwawe i okrutne, które wyglądają jak tajemniczy rytuał. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że autorowi zabrakło umiaru i pewnie zupełnie niezamierzenie zamiast wciągającej opowieści powstał pastisz powieści kryminalnej. Czytelnikowi trudno sobie wyobrazić, że ta historia mogłaby wydarzyć się naprawdę. Najbardziej irytująca jest tu postać głównego bohatera, detektywa Sama Portera, który sprawnie lawiruje między rolą ofiary, głównego podejrzanego i ostatniego sprawiedliwego, w zależności od tego, która wersja w danym momencie pasuje autorowi. Brak realizmu to dla mnie największy minus, jeśli chodzi o tego typu literaturę.
Zastanawiam się, czy moja ocena "Szóstego dziecka" byłaby inna gdybym czytała tę trylogię po kolei. Wydaję mi się, że nie. Nie lubię epatowania przemocą, mierzi mnie, kiedy obraża się inteligencję czytelnika, fundując mu akcję, która trzyma się razem tylko na wątłych nitkach a tak jest w tym przypadku. Wiem, że seria ta ma swoich zagorzałych wielbicieli ale jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. Na mnie powieść J.D. Barkera nie zrobiła na mnie wrażenia.
Audiobook (czytał Marcin Hycnar)
Już po wysłuchaniu pierwszego rozdziału tej książki wiedziałam, że popełniłam błąd. Sięgając po "Szóste dziecko" założyłam, że to kryminał, z bohaterem, którego miałam okazję poznać kilka lat temu, przy okazji lektury "Czwartej małpy". Nie przyszło mi do głowy, że to trzecia część trylogii i bez znajomości drugiego tomu z cyklu, "Piąta ofiara", jej czytanie będzie jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-19
"Co by było gdyby...? Jestem pewna, że to pytanie każdy z nas zadał sobie choć raz w życiu. Okrągłe urodziny, niespodziewane zdarzenie, które nagle burzy nasz spokój i każe zmierzyć się z trudną rzeczywistością czy jesień życia to sytuacje, w których pada ono najczęściej. Czy gdybym wybrała inne studia, innego mężczyznę z którym miałabym spędzić życie, inną ofertę pracy (i to gdybanie można tak ciągnąć w nieskończoność) to byłabym szczęśliwsza, bardziej spełniona? Czy żyjąc innym życiem osiągnęłabym więcej?
Z takimi pytaniami mierzy się bohaterka książki Matta Haiga "Biblioteka o Północy". Nora Seed jest zmęczona życiem, przytłoczona problemami, pogrążona marazmie. Wzbiera w niej ból i zniechęcenie. Kiedy umiera jej kot, którego bezgranicznie kochała, postanawia odejść z tego świata. Jakież jest jej zdziwienie kiedy budzi się w przedziwnym miejscu: bibliotece pełnej książek, z których każda opowiada inną wersję jej życia.
Dziewczyna ma szansę sprawdzić jak mogłyby potoczyć się jej losy kiedy zdecydowałaby się kontynuować karierę pływacką, wyjechać do Australii z ukochaną przyjaciółką czy zostać glacjolożką. Mnogość możliwości kusi... Jednak czy któryś z tych żywotów jest tym, w którym Nora Seed poczułaby się szczęśliwa?
Pomysł autora, genialny w swej prostocie, zachwycił mnie i ze zniecierpliwienie czekałam na kolejne rozdziały, aby przeżywać z bohaterką jej koleje życia, bo jak twierdzą niektórzy naukowcy istnieje miliony rzeczywistości, w których jesteśmy zupełnie kimś innym.
Wbrew pozorom "Biblioteka o Północy" to nie jest książka o śmierci lecz o życiu i docenianiu tego co mamy tu i teraz, bo szczęście można odnaleźć w rzeczach prostych i zwyczajnych: uśmiechu nieznajomej osoby, mruczeniu kota, zielonej trawie za oknem czy w cieple ulubionego swetra, który wyszedł z mody dwie dekady temu.
To trudne, czasami wręcz niemożliwe w danym momencie. Pamiętać należy jednak, że zawsze "po nocy przychodzi dzień a po burzy spokój". Życie to droga pełna zakrętów i ślepych uliczek i kiedy zdarzy nam się zgubić w tym labiryncie trzeba pamiętać, że gdzieś tam jest z niego wyjście, choć czasami jego znalezienie wymaga ogromnej pracy i wsparcia. Nie bójmy się prosić o pomoc, bo każdy może się zagubić. To nie jest oznaka słabości a siły. I takiej siły Wam życzę.
Audiobook (czytała Agnieszka Krzysztoń)
"Co by było gdyby...? Jestem pewna, że to pytanie każdy z nas zadał sobie choć raz w życiu. Okrągłe urodziny, niespodziewane zdarzenie, które nagle burzy nasz spokój i każe zmierzyć się z trudną rzeczywistością czy jesień życia to sytuacje, w których pada ono najczęściej. Czy gdybym wybrała inne studia, innego mężczyznę z którym miałabym spędzić życie, inną ofertę pracy (i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-16
Bytomska rzeźba śpiącego lwa ma ciekawą historię. Została wykonana na zamówienie władz miasta i stanowiła część pomnika upamiętniającego mieszkańców powiatu bytomskiego poległych w wojnie francusko-pruskiej. Od 1873 roku kilkakrotnie zmieniała przenoszona z miejsca na miejsce ciesząc oczy mieszkańców Bytomia. W 1953 roku nagle zniknęła w tajemniczych okolicznościach i odnalazła się dopiero na początku XXI wieku w Warszawie, przy bramie Ogrodu Zoologicznego. Po długich pertraktacjach z włodarzami stolicy wróciła na bytomski rynek (co ciekawe w formie depozytu), gdzie po dziś dzień wyleguje się na postumencie.
Tę i inne opowieści o Bytomiu, śląskim mieście do niedawna kojarzącym się z kopalniami węgla i hutami żelaza możemy znaleźć w książce Agaty Listoś-Kostrzewy "Ballada o śpiącym lwie". Autorka w niezwykle eklektyczny sposób opowiada historię tego miasta przywołując na kartach książki postacie, które przyczyniły się do jego rozwoju takie jak gónośląski przedsiębiorca Karol Godula czy Joanna Gryczik zwana śląskim Kopciuszkiem.
Przyglądamy się także trudnej historii Bytomia, który dla wielu mieszkańców narodowości niemieckiej zawsze nazywał się Beuthen.
Wędrujemy po kopalnianych szybach, kiedyś tętniących życiem, dziś już nieczynnych. Spotykamy mieszkańców, opowiadających jak żyje się w mieście, gdzie upadek przemysłu spowodował bezrobocie i ucieczkę młodych ludzi do większych miast w poszukiwaniu pracy i lepszego życia.
Patrzymy na budynki zagrożone zawaleniem z powodu tąpnięć i dramat ludzi, którzy w kilka godzin musieli spakować się do jednej walizki i opuścić zagrożone miejsca.
I chciałoby się powiedzieć, że wszystko to składa się w wartką opowieść o tym mieście założonym w XII wieku ale tak niestety nie jest.
Agata Listoś-Kostrzewa za nic ma chronologię i na jednej stronie możemy nagle XIX wieku przenieść się do 2006 by po kilku zdaniach oglądać to miasto w przededniu II wojny światowej. Dla mnie było to niezwykle męczące. Wielokrotnie traciłam wątek i trudno było mi się skupić na lekturze.
Niemniej to pozycja, która warta uwagi, a dla Bytomian lektura obowiązkowa czuć w niej bowiem miłość do tego miasta i ludzi, którzy tworzyli je przez wieki.
Audiobook (czytał Andrzej Ferenc)
Bytomska rzeźba śpiącego lwa ma ciekawą historię. Została wykonana na zamówienie władz miasta i stanowiła część pomnika upamiętniającego mieszkańców powiatu bytomskiego poległych w wojnie francusko-pruskiej. Od 1873 roku kilkakrotnie zmieniała przenoszona z miejsca na miejsce ciesząc oczy mieszkańców Bytomia. W 1953 roku nagle zniknęła w tajemniczych okolicznościach i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dzięki "Pasji według Einara" miała przyjemność ponownie zanurzyć się w zimny i mroczny klimat dalekiej północy sprzed tysiąca lat. Elżbieta Cherezińska, autorka cenionych przez czytelników powieści historycznych, książkę tę poświęciła postaci niezwykle tajemniczej, Einarowi, który w pierwszej części cyklu został przedstawiony jako przyjaciel i powiernik Sigrun, jeden z pierwszych chrześcijan, na ziemiach Norwegii szerzący wiarę w Chrystusa
Mamy okazję prześledzić jego drogę, która z odludnej wyspy na której mieszkał z ojcem, kapłanem Odyna, zaprowadziła go do klasztoru, gdzie zaczął kształcić się na mnicha wypełniając wolę ojca, który w swych wizjach widział, iż świat bogów, którym służył będzie musiał ustąpić miejsca bogowi o wiele potężniejszemu i głosił przyjście białego Chrysta.
Jako osoba bystra i rozumiejąca zawiłości ówczesnej polityki zostaje wysłannikiem tajnej organizacji, zwanej bractwem. To z jej polecania rozpoczyna wędrówkę po Europie, odwiedzając najważniejsze dwory północy i nawiązując stosunki z rządzącymi. Oszukuje, knuje, łamie śluby czystości a nawet zabija a wszystko w z imieniem Boga na ustach. Misja szerzenia chrześcijaństwa wymaga poświęceń a Einar jest na nie gotowy. Od czasu do czasu jednak odzywa się w nim dusza wikinga, która odsłania mroczne zakamarki jego duszy.
Nie chcę się wymądrzać, ale moim zdaniem tytułowa "pasja" oznacza w tym wypadku nie zamiłowanie do czegoś, jak czytałam w wielu opiniach, a cierpienie, mękę która towarzyszy głównemu bohaterowi aż do końca jego dni. Einar dzień w dzień toczy wewnętrzną walkę z własnymi słabościami i ambicjami, starając się pogodzić prawdy wiary i przykazania kościelne z buzującymi w nim uczuciami i pragnieniami. Szczerze chce służyć Bogu, ale nie może wyzbyć się miłości do kobiety, którą pożąda, i której towarzystwa pragnie.
Miota się między świętością a bluźnierstwem, czystością a chucią, co czyni go bohaterem tragicznym i bardzo ludzkim zarazem.
To kolejna część cyklu "Droga Północy", która skradła moje serce. Cieszę się, że jeszcze będę miała okazję spotkać się z jej bohaterami bo na lekturę czeka już książka "Ja jestem Halderd".
Audiobook (czytał Filip Kosior)
Dzięki "Pasji według Einara" miała przyjemność ponownie zanurzyć się w zimny i mroczny klimat dalekiej północy sprzed tysiąca lat. Elżbieta Cherezińska, autorka cenionych przez czytelników powieści historycznych, książkę tę poświęciła postaci niezwykle tajemniczej, Einarowi, który w pierwszej części cyklu został przedstawiony jako przyjaciel i powiernik Sigrun, jeden z...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to