Piotr Sawicki – właściciel Wydawnictwa Yohei, oprócz „Odrażających, brudnych, złych” i "Kurosawy" – autor kilku publikacji w komiksowym periodyku KZ, Kwartalniku Filmowym i na blogu Pajęcze Gniazdo, autor horrorów.
Bardzo interesujący horror. Czy najlepszy w 2021 roku, jeśli idzie o autorów polskich? Raczej nie, ale i tak lektura przynosi sporo frajdy.
Co może się w tej powieści podobać to połączenie mitologii i demonologii słowiańskiej z horrorem typu "monster" i gore. Jest zarówno klimatycznie (zwłaszcza w pierwszej części książki),jak i krwawo oraz brutalnie (druga połowa). Autor ma sporą fantazję w opisie dziwnych stworzeń (niemowlaki rządzą!) i w kreacji scen brutalnej przemocy - te są naprawdę efektowne.
Warto, bez dwóch zdań warto, a nazwisko "Sawicki" ląduje w moim kajecie - będę wypatrywał kolejnych tekstów tego autora, bo "Budząc diabły" zrobiło swoje.
Lubię książki, których akcja toczy się wokół wierzeń przedchrześcijańskiej Europy. Od Piotra Sawickiego dostajemy właśnie taką z domieszką słowiańszczyzny. Do tego dodatek w postaci wydarzeń z czasów II Wojny Światowej. I tak naprawdę, to chyba jedyny plus tej książki.
Fabuła książki jest dość chaotyczna. Nowi bohaterowie pojawiają się jak grzyby po deszczu. Niektórzy zupełnie niepotrzebnie, bo nie wnoszą tak naprawdę nic do historii. Ich perypetie są pełne... Flaków, wulgarności i wszechobecnego ohydztwa.
Jedyny wciągający wątek, to ten odnoszący się do samego wzgórza i sługi Welesa, który na skutek popełnionych w przeszłości czynów musi przez wieczność służyć Żmijowi zamieszkującemu w głębi jeziora, które jest ukryte wewnątrz góry.
Książka od samego początku wzbudza obrzydzenie, które z czasem wzrasta. Chyba po raz pierwszy miałam odruchy wymiotne podczas czytania. Dlaczego doczytałam do końca? Nie mam pojęcia. Może miałam nadzieję, że jednak nastąpi jakiś „cud” i poczuję chociaż odrobinę sympatii do bohaterów, którzy jak by nie patrzeć, biorą udział w słowiańskim końcu świata, którego mogą nie przeżyć. Jednak rozczarowanie zostało do samego końca, nie wspominając o ostatniej scenie, która rozegrała się na Wildschweinbergu. No cóż, nie do końca wiedziałam czy podciągnąć to pod zoofilię czy pod exofilię...
„Budząc diabły” to faktycznie horror – nie tyle „literacki”, co czytelniczy. Zastanawiam się, co skłoniło wydawnictwo do publikacji tak wulgarnego gniota - język książki również woła o pomstę do nieba. Powieść przeczytałam jakiś czas temu, ale była to chyba najgorsza lektura w moim życiu. Niesmak pozostał.