Widziałem ją tej nocy Drago Jančar 7,6
ocenił(a) na 1030 tyg. temu Kolejne wybitne dzieło z obszaru dawnej Jugosławii, tego matecznika mistrzów opowiadania. Przejmująco dojrzałe studium straty, perfekcyjnie poprowadzona narracja, oddana po kolei pięciorgu narratorom. Każdy z własną perspektywą, mniej lub bardziej powiązaną z innymi, która na koniec uważnemu czytelnikowi układa się w dramatyczną pełnię.
Takie książki chcę czytać. A raczej: tylko takie, choć przecież nie jest to łatwa lektura, mimo że może się taką wydawać.
A ponadto zakochałem się. Nie ja pierwszy zresztą. Przede mną byli: pewien biznesmen z Lublany, serbski oficer kawalerii, lekarz Wehrmachtu, słoweński chłop, a pewnie i wcześniejsi czytelnicy. Ich też zauroczyła Veronika – bo kogoż nie dałaby rady, skoro to jedna z najbardziej wyrazistych postaci kobiecych w literaturze...?
Mógłbym tylko powtórzyć za jednym z tamtych „przegrywów” (bo ostatecznie brakuje tu „wygranych”): „Wiem, że nie ma już niczego, nie ma Veroniki, nie ma króla, nie ma Jugosławii, świat rozpadł się na kawałki jak to popękane lustro, z którego spoglądają na mnie fragmenty mojej nieogolonej twarzy”. Mówi tak po przegranej, nie tylko dla siebie, wojnie por. Radovanović.
A bynajmniej żaden to melodramatyczny romans na tle słońca zachodzącego za Alpy Julijskie. Groziłoby to, gdyby Autorem był jakiś pośledni pisarzyna, jakich na kopy. Ale Drago Jančar nie tylko uniknął wielu pułapek –czy nadmiernego sentymentalizmu, czy pokusy tzw. męskiej prozy. Wręcz przeciwnie: jest stosunkowo dość oględny - jak na podjęty temat oczywiście.
Na literackie wyżyny Autor wzniósł się także dzięki, jedynie pozornie prostemu, językowi – odmiennemu dla każdego z narratorów. A każdy z nich przejmująco osobny, choć tyle mają wspólnego – głównie Veronikę, którą oglądamy tylko ich oczami, mocno subiektywnymi. W miarę narracji nawet jej jakby ubywa, ale za to u czytelnika z każdą chwilą jest jej więcej…. Może jej obraz będzie u każdego nieco odmienny. Ja trwam - w zachwycie.
Dodatkowo, i na szczęście, Autor wielu rzeczy nie dopowiada, pozostawiając je domyślności czytelników, a także, hmmm.,.. ich znajomości ówczesnych realiów, bez czego – przyznajmy - można się pogubić.
Bo tereny Jugosławii były jednak najbardziej – oprócz obszarów Białorusi, jak dowiódł to Timothy Snyder -„skrwawionymi ziemiami” podczas II wojny (wszystko wszak można stopniować). Podczas okupacji trwała tam okrutna, bez brania jeńców, „wojna wszystkich przeciw wszystkim”. Generalnie z Niemcami, ale jednocześnie była to wojna domowa: serbskich czetników (był nim jeden z protagonistów por. Radovanović) z komunistami Tity, tychże czetników z ludobójczymi ustaszowskimi Chorwatami, komunistów i Chorwatów- najlepszych sojusznikowi Hitlera obok Węgrów - ze wszystkimi poprzednimi oraz między sobą.
„Całą wiosnę 1945 r. deptaliśmy sobie po piętach na górskich płaskowyżach Słowenii, nasze oddziały i IX korpus Tity (…). I dopuszczaliśmy się okrucieństw. Oni i my. Ranni i jeńcy nie mieli żadnej szansy na przeżycie. Ani nasi, ani ich”- wspomina pierwszy narrator, barwnie odmalowany były kochanek Veroniki, Radovanović w alianckim obozie we Włoszech - zanim, jak inni, czy to czetnicy, czy ustasze, zostanie zapewne wydany Ticie na wiadomy los….
Potem głos zabiera matka Veroniki, której Bogini udzieliła łaski starczej demencji, by ją uchronić przed prawdą. Ale jedną twarz zapamięta….
Następny jest niemiecki lekarz wojskowy Horst próbujący zapomnieć nie tylko wojnę, która i jego naznaczyła na resztę życia. „Jeszcze długo miałem w pamięci tamten poranek, jej postać, jej głos, sportowy chód i smutne, spokojne, prawie nieruchome oczy, rozjaśnione promieniami wschodzącego słońca”. Poranek, który spowodował to, co się stało…
Służąca w zamku Veroniki i jej męża, - jak każda – wszytko widzi, ale początkowo niczego nie rozumie. „W tej samej chwili zrozumiałam, że ich zabiorą”.
Na koniec wypowiada się zamkowy pomagier, późniejszy komunistyczny partyzant i beneficjent czasów Tity chłop Jeranek. Na tyle głupi, że nie zdawał sobie sprawy ze swej roli, czy też nie chciał zdawać. Od którego zazdrości o poranku wszystko się zaczęło, a w zasadzie – skończyło. „Kurwa, wycedziłem przez zęby, niemiecka kurwa”.
Są i wątki nam bliskie, gdy Radovanović uczy Veronikę hippiki: „Krzyknąłem z podziwem: jeździsz jak polski ułan. Roześmiała się, ułanka, zawołała, polska ułanka”.
Ta wspaniała książka jedną tylko ma wadę - chybionego researchu. Powtarza bowiem wielokrotnie - wydawałoby się, że skutecznie - skompromitowany mit szarży polskich ułanów na czołgi we wrześniu 1939 r….
PS Z drugiej strony partyzanci zawsze i wszędzie działają w sumie tak samo – dowiadujemy się przecież o tym skrywanym latami, co działo się wtedy i u nas…
Inne cytaty
Mężatka. W katolickim kraju. Doskonale wychowana i wykształcona. Choć niepozbawiona swoich dziwactw, co jednak można jej darować.
Skandal wywołany jej niespodziewanym zniknięciem, kiedy okazało się, że postąpiła haniebnie i niegodziwie, uciekając z kochankiem, oficerem kawalerii, był wprost niesłychany.
Chorąży klepnął mnie po ramieniu: to koniec kariery, poruczniku. Chyba że wkrótce będziemy mieli jakąś wojnę. A wojna nadchodziła, nie jakaś, ale wielka, największa, straszna.
W tym czasie obłędu nie trzeba było żadnego powodu, by kogoś pozbawić życia.
Zabicie człowieka było tak oczywiste, jak rozjechanie żaby na drodze.
Przyszli w środku zimy, jak wilki nocą.
Okazała się zachwycającym zjawiskiem w barbarzyńskich czasach.
Miałem nadzieję, że nie wystraszą Veroniki, przecież nie życzyłem jej tego, i nie chciałem, by spotkała ją krzywda, choć byłem na nią zły.
Widziałem ją tej nocy, jakby była żywa.
Veronika żyje, żyje z całą pewnością, lecz nie może się odezwać.
Nie było jej tamtej nocy i rano też jej nie było, i przez wszystkie dni i wszystkie noce, które nadeszły, nie było jej także.
Nikt nie ceni tych, którzy chcieli tylko żyć, którzy kochali innych ludzi, naturę, zwierzęta, świat i czuli się z tym dobrze. W naszych czasach to za mało.
Oddaliłem się od chaty na tyle, by nic nie słyszeć i nic nie widzieć. Niech się to stanie beze mnie
Chciała tylko żyć w zgodzie ze sobą i tylko rozumieć siebie i innych. Ale ją zabito.
Może trochę daliśmy tam plamę, jak powiedział towarzysz Janko Kralj (...) Nie mieliśmy dość niezbitych dowodów, to prawda. Ale trzeba zrozumieć, byliśmy młodzi, w nieustannej walce, ścigali nas jak dzikie zwierzęta.