Mowa chleba Elżbieta Łapczyńska 7,0
ocenił(a) na 82 tyg. temu Znacie swój język miłości?
Rumunia, lata 80. Świat jak z poetyckiego koszmaru albo zmysłowego bad tripa, w którym sieroty uprawiają śmieciowy szamanizm, a kobiety karmią świńskim mlekiem. Cosmina jest hersztką wyśnionej wspólnoty dzieci, które wytwarzaj swoje własne, cielesne rytuały. Te sieroty nie znają dotyku. Lenuta, pracownica sierocińca, funkcjonuje w sieci wrogości i nieufności związanej z niesławnym dekretem 770. Jednak największego wroga ma w swoim własnym synu. Kiedy Lenuta ma stawić opór, sięga po beznadziejnie radykalne środki. Ta transowa opowieść nie poddaje się dyktatowi realizmu. Zabiera do wnętrza ciała, ukazując, że to co fizjologiczne jest polityczne.
Brud, znieczulica – te dwa słowa przewijały mi się przez książkę. Niepełnosprawne, zdeformowane dzieci trafiają do rumuńskiego sierocińca. Karmione mieszanką świńskiego mleka i wody. Trzymane w piwnicy, bez dostępu do miłości i światła. Nie jest to miejsce, w którym dziecko może doczekać lepszego jutra. Opiekunki, które zajmują się nimi, boją spojrzeć w oczy, aby dziecko nie rzuciło uroku. W ten sam sposób wychowują swoje dzieci. Bez miłości i nadziei. Dzieci walczą o przetrwanie i odrobinę matczynego ciepła. Biorą udział w transowych rytuałach, by na chwilę poczuć się lepiej.
Autorka przedstawia naturalistyczną i dominującą historię. Pomiędzy wierszami wspomina o Dekrecie 770 i konsekwencjach aborcji. Powieść nieszablonowa, nasiąknięta bólem. Surrealizm w najwyższym stopniu. Powieść, która balansuje na granicy jawy i koszmaru, do którego jest zdolny człowiek, aby zaspokoić swoje pragnienia. Książka nie jest łatwa i przyjemna. Nie każdemu przypadnie do gustu. Jednak warto, aby poczuć surrealistyczny koszmar.