Martwy sezon
- Kategoria:
- komiksy
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Ha!art
- Data wydania:
- 2014-12-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-12-01
- Liczba stron:
- 104
- Czas czytania
- 1 godz. 44 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788364057533
- Tagi:
- bruno schulz powieść graficzna
Martwy sezon to powieść graficzna oparta na motywach utworów literackich Brunona Schulza – zarówno opowiadań ze zbiorów Sklepy cynamonowe oraz Sanatorium pod klepsydrą, jak i rozproszonych esejów, a także fragmentów prozy.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Matematyka umierania
Komiks. Komiks według Schulza. A przecież wszyscy kochamy Schulza. I ten jego „realizm magiczny”, który rozpoczyna się w małym miasteczku, by przechodzić w wewnętrzne światy wyobrażone. By opowiadać dawne i te same historie poprzez mit i archetyp. Jakże ciekawą zatem i nowatorską rzecz stworzył Jakub Woynarowski, laureat zeszłorocznego Paszportu Polityki. „Martwy sezon” to jego komiksowa adaptacja prozy Brunona Schulza, wydana przez Ha!art.
Adaptacje. Ta najbardziej znana to oczywiście film Wojciecha Jerzego Hasa. Adaptacja magiczna i teatralna, pełna magicznych rekwizytów podróż do wewnętrznych światów. „Ulica Krokodyli” braci Quay, chociaż jest to animacja, idzie w stronę teatru lalek, przywołując topos „theatrum mundi”, gdzie człowieka się jednocześnie degraduje do roli manekina i zarazem uwzniośla do funkcji ożywiacza martwego świata. Obydwa te dzieła są silnie z poetyką Brunona Schulza związane. Estetykę tych filmów można śmiało nazwać „schulzowską”.
Możemy zadawać sobie pytania o symbole i sensy, nie będziemy natomiast o samego Schulza.
„Martwy sezon” jest daleki od prozy autora z Drohobycza. Woynarowski nie określa swego dzieła mianem adaptacji. Na okładce książki czytamy: „na motywach twórczości Brunona Schulza”. Świat Schulza jest tutaj zatem bardziej inspiracją, a samo dzieło osobistą wariacją na temat. Zresztą słowo „komiks” także jest podważane przez samego autora. Woli on mówić o „opowieści graficznej”, gdyż słowo to lepiej oddaje ducha jego twórczych działań, jest bardziej „uni-”.
U Woynarowskiego nie ma bohatera, nie ma tradycyjnie rozumianej akcji, nie ma chmurek ani napisów komentujących obrazek. Są natomiast zdania. Zdania wyrwane z Schulza. Zdania wyrwane Schulzowi. I to słowo – wyrwane – najlepiej oddaje, co „komiks” Woynarowskiego uczynił z prozą tego pisarza. To, co tworzy Jakub Woynarowski, jest na wskroś współczesne, choć próbuje być uniwersalne. Mikro i makro kosmosy geometrii wynikają z siebie, by opisać zjawisko destrukcji, obumierania. Z pustki do pustki. Świat Woynarowskiego to kosmos, wszechświat. Świat Schulza był wewnętrzny. To, co u Schulza biegło do środka, u Woynarowskiego pędzi w nicość. To, co u Schulza było konkretne i jednostkowe, u Woynarowskiego staje się puste i pozbawione znaczenia.
Nie podobał mi się ten matematyczny kogel-mogel, którym Woynarowski dla mnie Schulza uśmiercił. Wyciągając, to, co uniwersalne, autor „komiksu” poleciał w kosmos, ale nie był to kosmos z opowiadań autora „Martwego sezonu”.
Sławomir Domański
Książka na półkach
- 52
- 51
- 8
- 4
- 3
- 3
- 2
- 2
- 2
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Ciężko sklasyfikować gatunek tej książki, jednak to jest w niej najlepsze. Schultz tu jest, jednak nie dosłownie, brzmi w rytmie i chowa się między słowami. Piękne, robaczywe, dające duże pole do twórczej interpretacji. Przyjemne dla zmysłu oka i percepcji, ponieważ sensy nie są rozwijane tylko przez słowa, ale również przez obrazy, które dopełniają siebie ale jednocześnie sobie zaprzeczają.
Ciężko sklasyfikować gatunek tej książki, jednak to jest w niej najlepsze. Schultz tu jest, jednak nie dosłownie, brzmi w rytmie i chowa się między słowami. Piękne, robaczywe, dające duże pole do twórczej interpretacji. Przyjemne dla zmysłu oka i percepcji, ponieważ sensy nie są rozwijane tylko przez słowa, ale również przez obrazy, które dopełniają siebie ale jednocześnie...
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to... ale że co? Mam wrażenie, że przez pół godziny kontemplowałem bardzo ładne nic. Wyrwane z kontekstu mądre zdania, ułożone w ciąg, nie dadzą od razu mądrego komiksu. W sensie, no ja rozumiem, motyw vanitas level miliard i te sprawy, no ale to już było wiele, wiele razy, często podane w o wiele ciekawszej - a już na pewno przystępniejszej - formie.
Więcej o komiksach piszę na fb.com/polishpopkulture
... ale że co? Mam wrażenie, że przez pół godziny kontemplowałem bardzo ładne nic. Wyrwane z kontekstu mądre zdania, ułożone w ciąg, nie dadzą od razu mądrego komiksu. W sensie, no ja rozumiem, motyw vanitas level miliard i te sprawy, no ale to już było wiele, wiele razy, często podane w o wiele ciekawszej - a już na pewno przystępniejszej - formie.
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWięcej o komiksach...
Nazywanie tej książki "komiksem" nie wydaje mi się właściwe. Jest to połączenie świetnej jakości grafik Woynarowskiego z wybranymi fragmentami Schulza, co daje niesamowity efekt, nie tylko tekstowo-wizualny.
Nazywanie tej książki "komiksem" nie wydaje mi się właściwe. Jest to połączenie świetnej jakości grafik Woynarowskiego z wybranymi fragmentami Schulza, co daje niesamowity efekt, nie tylko tekstowo-wizualny.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toa mnie to się nieodparcie kojarzy z Czernobylem. a raczej z tym co zostało po katastrofie wokół. i mówcie sobie co chcecie ale dla mnie Schultza to tam niewiele, oj niewiele. ale atmosfera jest. fajna. super. postapokaliptyczna, wyludniona wizja tego co rośnie, żyje i co zostało w pewnych odległościach od reaktora. i mówcie sobie co chcecie, a ja zdania na razie nie zmienię:) ale przeczytam raz jeszcze za czas jakiś i wtedy zobaczę? może odbiorę to inaczej?:) - w każdym razie polecam:))
a mnie to się nieodparcie kojarzy z Czernobylem. a raczej z tym co zostało po katastrofie wokół. i mówcie sobie co chcecie ale dla mnie Schultza to tam niewiele, oj niewiele. ale atmosfera jest. fajna. super. postapokaliptyczna, wyludniona wizja tego co rośnie, żyje i co zostało w pewnych odległościach od reaktora. i mówcie sobie co chcecie, a ja zdania na razie nie...
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to[…]
Okładka MARTWEGO SEZONU Jakuba Woynarowskiego pulsuje dzięki oponce oblanej czerwonym, błyszczącym lukrem. Wyczuwalna jest jej miękkość. Plastyczna, metamorficzna masa, łatwo dająca się formować wyobraźnia. Oko otchłani, które zarazem przyciąga i przeraża. Oko kondora, złowieszczo łypiącego na czytelnika.
Powieść graficzna to medium nietypowe, z którym oko musi się zmierzyć, musi do niego przyzwyczaić. MARTWY SEZON anektuje w pełni dwa zmysły – słuchu (poprzez czytanie) i wzroku (poprzez oglądanie). Niekiedy dają one zupełnie sprzeczny wynik, każą się zastanawiać, wytrącają z płynnego czytania i oglądania. Plastyka obrazu wizualnego Woynarowskiego czasem uzupełnia, a czasem kontrastuje z plastyką obrazu mentalnego (wyobrażonego) w tekście Schulza.
W SEZONIE
Drohobycz z REPUBLIKI MARZEŃ przedstawiony został jako plaster miodu – komórka miejska o ściśle określonych granicach, na skraju czegoś, u kraju województwa lwowskiego, Ukrainy. „Miasto to i kraina zamknęły się w samowystarczalny mikrokosmos, zainstalowały się na własne ryzyko na samym brzegu wieczności”. Plaster miodu, skrupulatnie tworzony, budowany przez społeczeństwo pszczół. Plastry miodu składają się na ul, na małą ojczyznę. „Gdy inne miasta rozwinęły się w ekonomikę, wyrosły w cyfry statystyczne, w liczebność — miasto nasze zstąpiło w esencjonalność”. Esencjonalność jest przepustką do oniryzmu, wstępem do plastyczności i malowania ekspresjonistycznych obrazów. Do surrealizmu.
„Tu nie dzieje się nic na darmo, nic nie zdarza się bez głębokiego sensu i bez premedytacji” – te wszystkie zaprzeczenia, negacje, wyrażenia pustki znajdują odzwierciedlenie u Woynarowskiego w pustych, opuszczonych bądź niewypełnionych plastrach. Ten obraz przemawia bardzo dosadnie.
Pszczoły. Mnóstwo pszczół. Niepohamowana chęć użądlenia. Barwy grafik w umaszczeniu pomarańczowo-czarnym. Ultrafioletowe widzenie świata – dla człowieka zupełnie inna, nieco fantastyczna perspektywa. Obcowanie z kosmicznymi kwiatami.
„Martwy sezon panoszy się na pustych placach, na wymiecionych przez wiatr ulicach”. W REPUBLICE MARZEŃ Schulz za pośrednictwem pięknych florystycznych opisów mówi o determinizmie, przemijaniu i jego przeżywaniu. „Na starych historiach wyrosła przez noc nowa zieleń”. Na płyty chodnikowe przedziera się roślinność. Tam, gdzie u Schulza język wchodzi w dwuznaczności, wiersze, Woynarowski ich nie zabija. Przeciwnie, jeszcze dodaje kolejne możliwości, bogactwo znaczeń. Wszystko jest prawdopodobne, kiedy nawet martwa natura ożywa, a każda strata jest tylko przyczynkiem do powstania czegoś nowego. Życie zawsze znajdzie ujście, jakąś drogę, choćby najwęższą, niewidoczną, żeby siebie zachować. W opuszczonych domach roślinność zwycięża i odbiera to, co zostało jej zabrane przez człowieka.
Apokaliptyczna wizja końca świata. Theatrum mundi. Ludzie zginą z własnej głupoty, poprzez to, co sami wyprodukowali. Cywilizacja śmierci to cywilizacja śmieci. Pochłoną nas grzyby i bakterie, własny brud, ścieki. Nowotwór złośliwy, który szybko się rozwija, niszczy tkanki, zaraża kolejne komórki, rozrasta się. Świat u Woynarowskiego jest zepsutą pozytywką, kulą wodną z czarnym śniegiem, którą w każdej chwili można stłuc, robić na atomy. Świat się kończy, dogorywa przez trzy dni i trzy noce. Cyfra trzy określa świat i jego wymiary, stany skupienia. Trzeciego dnia, Trójjedyny Bóg stworzył lądy i rośliny. Ponoć hebrajskie słowo oznaczające „trzy” ma taką samą liczbową wielkość jak to, na czym świat się opiera - „kłamstwo i oszustwo”. Chrystus zmartwychwstał trzeciego dnia. Kłamstwo i oszustwo. „Jesteśmy u końca naszych słów, które już tu stają się majaczliwe, bredzące i niepoczytalne. A jednak dopiero za ich rubieżą zaczyna się to, co w tej wiośnie jest nieogarnięte i niewypowiedziane. Misterium zmierzchu! Dopiero poza naszymi słowami, gdzie moc naszej magii już nie sięga, szumi ten ciemny, nieobjęty żywioł. Słowo rozkłada się tu na elementy i rozwiązuje, wraca w swą etymologię, wchodzi z powrotem w głąb, w ciemny swój korzeń”.
[…]
ZAMKNIĘCIE SEZONU
Na początku MARTWEGO SEZONU widzimy dumne pszczoły, a już pod koniec tylko karaluchy, niegodziwe robactwo. Ludzie wydają się różnymi formami owadów, nieistotnym tłumem. Tracą na znaczeniu. Czy życie jest w świecie najcenniejszą wartością, bo wszystkie organizmy chcą je zachować tylko poprzez wrodzoną chęć przetrwania, przedłużenia gatunku, i żadnej nie ma w tym filozofii, głębszego sensu, znaczenia?
Woynarowski w ślad za Schulzem i jego SAMOTNOŚCIĄ „daje się tak łatwo ponosić pierwszej lepszej metaforze”. A siła wyobraźni potrafi być ogromna. Potrafi zdziałać cuda, ale też zabić. Siłą perswazji znaleźć drzwi, otworzyć Sezam. Esse = percipi.
MARTWY SEZON kończy się motywami z WĘDRÓWKI SCEPTYKA. „Późna pora roku” to zmierzch roku, koniec, śmierć, degrengolada. „Eksplozja świata”. Czy wszystko się kończy? Co może oznaczać płatek śniegu, w kontekście rozpoczynającego album plastra miodu? Reinkarnację? A może „uwiedziony pieszczotami matki, zapomniałem o ojcu, życie moje potoczyło się nowym, odmiennym torem, bez świąt i bez cudów (…)”.
///
Cały artykuł dostępny na stronie RACZEJ KULTURALNIE: raczekk.wordpress.com
[…]
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOkładka MARTWEGO SEZONU Jakuba Woynarowskiego pulsuje dzięki oponce oblanej czerwonym, błyszczącym lukrem. Wyczuwalna jest jej miękkość. Plastyczna, metamorficzna masa, łatwo dająca się formować wyobraźnia. Oko otchłani, które zarazem przyciąga i przeraża. Oko kondora, złowieszczo łypiącego na czytelnika.
Powieść graficzna to medium nietypowe, z którym oko musi się...
Rozpad świata z perspektywy owada
O książce Woynarowskiego trudno napisać coś jednoznacznego, podobnie jak trudno pisać o prozie Brunona Schulza. W obu przypadkach obcowanie z ich twórczością to nie lada wyzwanie, kierujące czytelnika w otchłań wielu znaczeń, symboli i alegorii.
Człowiek czasem myśli, że dostanie książkę do recenzji, przeczyta, może tylko przejrzy, jak nie starczy czasu, bo termin złapie za pysk i wyszepcze morderczo, że tekst trzeba już oddać (nawet samemu sobie). A tu jest zupełnie inaczej. To znaczy, by była jasność, z przeczytaniem i obejrzeniem Martwego sezonu Jakuba Woynarowskiego zdążyłem. Miałem sporo czasu, nawet zerknąłem do środka podczas gorączki (to dopiero przygoda!),więc wyrobiłem się. Tylko co tu teraz napisać?
Odbiorca na okładce przeczyta między innymi, że Martwy sezon to „powieść graficzna oparta na motywach utworów literackich Brunona Schulza”. Wielu wzdrygnie się, przerazi. Pomyśli: „powieść graficzna? A co to, jakiś komiks, czy co?”, albo „Schulz, o nie, to ja odpadam, nie chce mi się ze słownikiem siedzieć”. I ciekaw jestem, ile osób tak pomyśli lub pomyślało? Bo ja miałem zupełnie inaczej: „powieść graficzna i Schulz? Muszę to mieć, muszę to mieć!”
Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że mam słabość do Schulza. Jego Sklepy cynamonowe lub Sanatorium pod klepsydrą połykałem w ogólniaku jak beletrystykę, zachwycałem się trudnymi słowami, ich brzmieniem, znaczeniem, nawet jeśli nie miałem pojęcia jakim językiem do mnie przemawia ten Drohobycki pisarz. Wtedy moim największym przyjacielem był Kopaliński. Bez jego Słownika wyrazów obcych w zielonej oprawie nie wiedziałbym, co to telluryczne ingrediencje obiadu, które poraziły mnie (pamiętam to jak dziś!) od razu, na pierwszej stronie Sklepów. Dlatego nie za bardzo się tym chwaliłem, przecież to niezbyt normalne, by nastolatek nie spał po nocach, bo czyta Schulza.
Dziś już mi nieco przeszło. To znaczy, nie sypiam po nocach jeszcze bardziej i częściej, ale teraz już z zupełnie innych powodów. A Woynarowskiego poznałem w dzień, w słoneczny, ciepły dzień, choć i mrok wieczoru mi towarzyszył, a także to szalone podniecenie, gdy przewraca się kolejną stronicę książki, a w głowie rodzi się pytanie: czy ja dobrze to rozumiem, czy ja wiem, o co chodzi, czy na pewno będę widział, co napisać?
Przyznaję się, do dzisiaj nie wiem, co napisać, ani też nie mam pewności czy to, co napiszę będzie dobre. Istnieje przecież ryzyko banalnych wniosków, powierzchniowych spostrzeżeń, nieprzemyślanych ocen. Nie chcę jednak tych możliwości wykorzystywać. Wolę przyjrzeć się Martwemu sezonowi dokładnie i z bliska, tak, jak Schulz robił z otaczającą go rzeczywistością, a jak Woynarowski zrobił z jego twórczością.
Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że autor wydanej przez Korporację Ha!art pozycji jest grafikiem, artystą sztuk wizualnych. To ważne, tym ważniejsze, że tekst pojawiający się na kartach Martwego sezonu jest tekstem Schulza. To są jego słowa, jego literacka obserwacja świata, tylko odpowiednio dobrana na użytek tej książki. Fragmenty nie tylko zostały wybrane, ale również zmodyfikowane (zdegradowane, podobnie jak schulzowska rzeczywistość),zaadaptowane i prozaik z Drohobycza staje się tu nie tylko bazą, na podstawie której Woynarowski tworzy powieść graficzną. Schulz jest tu współautorem tego wydania.
Metafizyczne współautorstwo Schulza ma szczególne zdarzenie, gdy weźmie się pod uwagę tematykę Martwego sezonu. Metafizyka, swoista obecność i nieobecność zarazem, miesza się z realnością, fizycznością, rozkładem tego, co materialne i niby ponadczasowe.
Woynarowski proponuje odbiorcy (bo nie tylko czytelnikowi w tradycyjnym rozumieniu) świat rozkładu, rozpadu, powolnego i nagłego zniszczenia, które ma dwojaki wymiar: uniwersalny i jednostkowy. Mamy do czynienia ze świadectwem fin de siecle'owego kataklizmu, rozciągniętego na wszystkie możliwe przestrzenie i czasy. I właśnie kategoria czasu jest tu niezwykle ważna. Przecież to Martwy sezon.
Nie wnikając w to, jak to wygląda u Schulza, należy zauważyć, że prezentowany cywilizacyjny zmierzch (zachód jest kategorią nie bez znaczenia) jest nie tylko stopniowym rozkruszaniem tego co istnieje, czyli architektury, rzeczy, a więc materii, czy też języka, kultury, bo to również natychmiastowa zagłada niemal każdego istnienia, które nie oprze się tej degradacyjnej sile, nie przeciwstawi jej.
Możemy zresztą przeczytać na okładce mądrzej napisane słowa: „pole do narracyjnych eksperymentów stwarza zderzenie szybkiego »czasu akcji« i spowolnionego »czasu procesów«”. Dla mnie owa czasowa dychotomia jest jeszcze obecna w czymś innym. Chodzi o czas lektury i czas przemyśleń.
Z jednej strony możemy przeczytać i przejrzeć Martwy sezon w jakieś pół godziny, godzinę (to równe sto stron z planszami grafik i krótkimi fragmentami tekstu),choć polecam lekturę dłuższą, bardziej wnikliwą, inaczej można wyrządzić tej książce krzywdę. Z drugiej strony odbiór gwarantuje refleksję na dłużej niż kilkadziesiąt minut, czy godzin. Tak naprawdę ta publikacja zostaje z odbiorcą na dłużej. I jeśli tylko ktoś jest wrażliwy na niejednoznaczne, enigmatyczne rysunki, a już zwłaszcza na prozę Schulza, to będzie myślał o Martwym sezonie dłużej, niż mu się wydaje.
Książka Woynarowskiego to też zderzenie przeciwieństw, dwóch światów. Na poziomie publikacji jest to obraz i tekst, ponadto dominują kolory czerni, bieli i pomarańczu, dalej może to być słowo i myśl. W samej treści odnajdziemy binarne wartości mikro i makrokosmosu, materii i metafizyki, natury i kultury, rozpadu i odrodzenia. Bo właściwie jest tam też miejsce na obfite, wybujałe życie, które powstaje na zgliszczach. Podobnie, jak u Schulza, rośliny są jak słowa (a może słowa jak rośliny?),wyrastają z nasion i pączkują, rozwijają się, żyją własnym życiem.
I świat natury i kultury krzyżuje się tu w świadomości osobliwych istnień, a mianowicie insektów, robaków, tychże schulzowskich karakonów, w które zamieniał się Ojciec ze Sklepów cynamonowych. To świat odrealniony, zaczarowany, mitologiczny. Schulz wyjaśniał świat poprzez jego mitologizację, poprzez mityzację rzeczywistości. Sam pisał, że „nie ma ani okruszyny wśród naszych idei, która by nie pochodziła z mitologii – nie była przeobrażoną, okaleczoną, przeistoczoną mitologią [...]”1. Dlatego można zauważyć, że Woynarowski robi podobnie. Tworzy zarazem postapokaliptyczne i genezyjskie obrazy, pełne śmierci i życia, za to pozbawione ludzi, dla których nie ma już miejsca. Dla nich nadszedł właśnie Martwy sezon.
Cieszę się, że Bruno Schulz jest wciąż obecny w kulturze, że jego obecność jest zauważana, bo wielu nie docenia jego twórczości, lub ją lekceważy przez tę hermetyczność i zawiłość, a przecież to jest wielkim atutem. To stwarza uniwersum, w którym jest miejsce na wiele treści, na ładunek wielu znaczeń, symboli i alegorii. Podobnie jak w powieści graficznej autorstwa Jakuba Woynarowskiego, która jest niezwykle otwarta i należy poświęcić jej wiele czasu, do czego zachęcam.
Przypisy:
1. Bruno Schulz, Mityzacja rzeczywistości, [w:] Tenże, Opowiadania. Wybór esejów i listów, oprac. Jerzy Jarzębski, Wrocław 1998, s. 384-385. Więcej o zagadnieniu imagicyjności w twórczości Schulza przeczytać można w moim artykule pt. Teatr Imaginarium w prozie Brunona Schulza, „Częstochowski Magazyn Literacki Literackiego Towarzystwa Wzajemnej Adoracji Li-TWA Galeria” 2013, nr 28, s. 66-72.
Recenzja ukazała się w czasopiśmie kulturalnym "palimpsest. pisane na nowo" 2015, nr 6, s. 47-49.
http://issuu.com/palimpsesttime/docs/palimpsest-2015-nr-6
Rozpad świata z perspektywy owada
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toO książce Woynarowskiego trudno napisać coś jednoznacznego, podobnie jak trudno pisać o prozie Brunona Schulza. W obu przypadkach obcowanie z ich twórczością to nie lada wyzwanie, kierujące czytelnika w otchłań wielu znaczeń, symboli i alegorii.
Człowiek czasem myśli, że dostanie książkę do recenzji, przeczyta, może tylko przejrzy, jak...