Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać308
- ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński18
- Artykuły„(Nie) mówmy o seksie” – Storytel i SEXEDPL w intymnych rozmowach bez tabuBarbaraDorosz2
- ArtykułySztuczna inteligencja już opanowuje branżę księgarską. Najwięksi wydawcy świata korzystają z AIKonrad Wrzesiński15
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Andrzej Chłopecki
6
7,7/10
Pisze książki: publicystyka literacka, eseje, muzyka
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,7/10średnia ocena książek autora
17 przeczytało książki autora
45 chce przeczytać książki autora
3fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
PostSłowie : przewodnik po muzyce Witolda Lutosławskiego
Andrzej Chłopecki
8,0 z 1 ocen
7 czytelników 0 opinii
2012
Najnowsze opinie o książkach autora
Muzyka wzwodzi. Diagnozy i portrety Andrzej Chłopecki
7,7
O czymkolwiek pisze autor książki "Muzyka wzwodzi", czyni to błyskotliwie, zajmująco i dowcipnie, a jego teksty przypominają swoim kształtem kompozycje muzyczne.
Wydany niedawno drugi tom felietonów Andrzeja Chłopeckiego jest lekturą niezwykłą, od której nie sposób się oderwać. O czymkolwiek bowiem pisze autor, czyni to błyskotliwie, zajmująco i dowcipnie. Jego eseje/felietony mają precyzyjny kształt - przypominają bowiem kompozycje muzyczne, w których każda nuta, dynamika wypowiedzi, a nawet cisza mają właściwe sobie miejsce.
Po tomie poprzednim, który ukazał się pod tytułem "Dziennik ucha. Słuchanie na ostro", obecny nosi prowokacyjny tytuł zapożyczony z jednego z tekstów Chłopeckiego: "Muzyka wzwodzi", w którym autor dowcipnie udowadnia myśl Kierkegaarda ze "Stadiów erotyki bezpośredniej, czyli erotyki muzycznej", iż muzyka jest tym, co demoniczne i co w genialności erotyczno-zmysłowej znajduje ona swój przedmiot absolutny.
Po takim Prologu możemy się spodziewać wszystkiego... I rzeczywiście, Chłopecki co i rusz to nas zaskakuje, choć niekoniecznie erotycznie, ale zarówno podejmowanymi tematami, jak też erudycją i twórczym do nich podejściem .
W części zatytułowanej "Diagnozy" zajmuje się stanem kultury i przewiduje jej przyszłość. Próbuje także na nią wpływać, nakłaniając czytelników do pewnych zachowań i postaw. W pierwszym eseju tego rozdziału, zatytułowanym "Między zmierzchem i świtem, czyli kultura na rozdrożu", rozważa ni mniej ni więcej, tylko zmierzch kultury, by następnie zająć się ... ciszą w muzyce, po czym udziela rad, jak żyć twórczo i jak należy słuchać muzyki.
Chłopecki bowiem pisze z poczuciem misji i to także jest w nim piękne - że pisze po coś, nie uprawia - jak większość - "krytyki muzycznej". A być "wychowywanym" przez jego teksty to wyłącznie przyjemność obcowania z mistrzem - człowiekiem o wielkiej erudycji, wrażliwym i uważnym, a przy tym nazywającym rzeczy po imieniu, zanurzonym w rzeczywistości i nieustannie poddającym ją refleksji.
Część drugą nazwano Portretami, ale myli się, kto sądzi, że np. w rozdziale "Preisner, czyli apologia kiczu" znajdzie portret kompozytora sensu sctricte. Chłopeckiego interesują zjawiska szerszej natury, np. funkcjonowanie kiczu, który "łudząco przypomina" znane, oryginale kompozycje. Nie tylko zresztą muzyka - konkluduje autor - ale cała kultura tworzy alternatywny świat łudząco podobny do niej samej.
Wprawdzie nie sposób wartościować eseje Chłopeckiego, ale zwrócę uwagę na jeden z nich, jest on bowiem szczególnym przykładem wirtuozerii warsztatu pisarskiego autora.
Otóż rozpoczyna go tekst ciągły, bez pauz i znaków interpunkcyjnych:
hmmmgdybym niewpadłnapomysł...
Ten zaskakujący sposób wprowadzenia w temat ciszy od razu przykuwa uwagę. Brak pauz w tekście - tłumaczy muzykolog - to jakby pozbawienie oddechu. I powołuje się wielokrotnie na Johna Cage`a, który twierdził wręcz, że cisza nie istnieje. Kolejne podrozdziały wprowadzają nas w zagadnienie. Noszą zagadkowe, niekiedy aluzyjne tytuły: "Mapa naszego słyszenia", "Po drugiej stronie ucha", Cisza... i strach.
Potrzebujemy dźwięków. Potrzebujemy przecież też ciszy - twierdzi autor. Czym są dźwięki - wiemy. Czym jest cisza? Złudzeniem naszych zmysłów.
Z równą łatwością i lekkością powołuje się w swoich rozważaniach zarówno na Johna Cage`a, jak na Arystotelesa czy na Norwida, dla którego p r z e m i l c z e n i e jest niezawodnie częścią mowy.
Odczuwamy strach przed ciszą i oklejamy się dźwiękowymi tapetami. W pomieszczeniach, w których przebywamy, stale coś dźwięczy. A czasami ten dźwięk izoluje nas od hałasu świata zewnętrznego. Staje się ciszą. Na koniec tych rozważań jest oczywiście błyskotliwa konkluzja:
Nie, nie wszystko wysłyszymy w ciszy. Ale bez ciszy możemy ogłuchnąć. I wtedy już nawet ciszy nie będziemy zdolni usłyszeć. Nie tylko masywnego akordu orkiestry symfonicznej granego w forte fortissimo. Czyli bardzo głośno. Także harmonii niebiańskich sfer.
Chłopecki z pewnością delektuje się już ową harmonię sfer, ale my musimy się jeszcze postarać, aby móc ją również kiedyś usłyszeć. Myślę, że wsłuchując się w jego teksty, mamy szansę.
Recenzja ukazała się na portalu Kulturaonline.
Zabobony gasnącego stulecia. Kontynuacje Andrzej Chłopecki
7,3
W PWM ukazała się trzecia, może najważniejsza, książka Andrzeja Chłopeckiego: „Zabobony gasnącego stulecia”. Jej autor uświadamia nam, jak chętnie i często uciekamy się do gotowych schematów pragnąc opisać świat.
Nieodżałowany, niezapomniany muzykolog, myśliciel i eseista – Andrzej Chłopecki miał świadomość kryzysu słów, którymi próbujemy opisać świat, a nie tylko muzykę. Twierdził:
„Opisujemy jednak, posługując się słowami, które dawno straciły niewinność terminów „czystych” – funkcjonują obarczone historią swojego używania, jak klisze, wytrychy, zabobony”.
Toteż trzeci tom jego wydanych pośmiertnie pism służy temu właśnie, aby nas na owe klisze uczulić, aby je skompromitować i pobudzić do myślenia. Jeśli nawet misja ta wydaje się być trudna do zrealizowania, nie można odmówić Autorowi kreatywności, ba, błyskotliwości w jego próbach „odczarowania” zabobonów. Czterdzieści dwa hasła, które ukazują się pięć lat po śmierci Chłopeckiego zostały uzupełnione przez jego przyjaciół i uczniów o kolejne 61, kontynuujących ten zamysł. Ale jest to także zaproszenie dla czytelników, cechą pisarstwa autora „Dziennika ucha” i „Muzyka wzwodzi” jest bowiem nieustający, dowcipny dialog. Wśród owych „zabobonów” w trzecim tomie pism Andrzeja Chłopeckiego znajdują się nie tylko terminy muzyczne, ale także wiele innych, jak choćby „piękno”, „oryginalność”, „kryzys”, po tak nieoczekiwane, jak … „bolszewizm”.
Mnie najbardziej rozbawiło i tym samym utkwiło w pamięci pojęcie „krytyka muzyczna”. Otóż autor wymienia słowa-wytrychy, nagminnie stosowane i odkrywa ich prawdziwy sens. Znajdziemy tam m.in. takie perełki:
Zwięzłość formy – utwór był krótki,
Finezję pomysłów kolorystycznych – krytyk się nie połapał, na czym grają,
Kunsztowną, kapryśną rytmikę – krytykowi nie udało się ustalić metrum utworu nawet na podstawie gestów dyrygenta,
Plastyczność motywów – nie da się zaśpiewać (zagwizdać) żadnego motywu,
Intensywną ekspresję – było głośno,
Bogatą paletę środków wyrazu – było i bardzo głośno, i bardzo cicho, a nadto i szybko, i wolno,
Cyzelację środków – krytyk domniemywa, że kompozytor nad utworem pracował długo.
Na koniec jednak konkluduje, że mimo wszystko krytyka jest potrzebna, ponieważ Świat nieopisywany nie istnieje.
W książce znalazły się także wspomnienia o autorze, m.in. zapis rozmowy, która odbyła się 28 kwietnia ubiegłego roku w warszawskiej siedzibie Polskiego Wydawnictwa Muzycznego. Dowiadujemy się z niej, że „Zabobony gasnącego stulecia” powstały z fascynacji lekturą „Stu zabobonów” o. Józefa Marii Bocheńskiego.
„Umiejętność uchwycenia istoty sprawy i wyrażenie jej w lapidarnej formie niestroniącej przy tym od szczypty erystyki – podsumowuje swoje wspomnienie Stanisław Krupowicz – to chyba cechy charakterystyczne tego szczególnego umysłu, jaki cechował Andrzeja.
Ale najbardziej poruszające świadectwo daje o Andrzeju Chłopeckim jego żona, Beata:
„On żył muzyką i to jest prawda, a nie tylko banał. Już jako brzdąc w kołysce słuchał, jak jego mama gra na pianinie i uczy gry starszego brata. Potem jego samego posadziła do pianina i Andrzej już w wieku 5 lat próbował grać lekkie utwory dziecięce, poszedł też do przedszkola muzycznego. Zaczęłam się teraz zastanawiać, czy gdyby go z muzyki wyrwać, byłby w stanie funkcjonować… I dochodzę do wniosku, że nie, to byłoby niemożliwe”.
Recenzja ukazała się na portalu Culture Avenue.