Księżyc jest pierwszym umarłym Karina Bonowicz 7,1
"Księżyc jest pierwszym umarłym" to tom 1 trylogii "Gdzie diabeł mówi dobranoc", która to kilka lat temu zaczeła mnie prześladować na każdej książkowej społeczności. Dużo osób chwaliło, więc zachęcona i zaciekawiona postanowiłam kupić. Tak się złożyło, że skompletowałam całości i... książki leżały nieruszone aż postanowiłam nadrobić chociaż początek przygody Alicji w Czarcisławiu.
.......
Alicja po utracie rodziców zostaje oddana pod opiekę ciotki Tatiany i musi zamieszkać w małej mieścinie w Bieszczadach. Nie jest tym zachwycona, ale szybko przekonuje się, że jej pobyt w Czarcisławiu nie jest zwykłym zrządzeniem losu.
.......
Zacznę od bohaterów. I będę narzekać. Nie polubiłam się tu z nikim szczególnie. Alicja bardzo pochopnie ocenia ludzi, wyciąga wnioski, a potem jest wielce zaskoczona, że osoba, którą poznała ledwie dwa dni temu, jest inna niż zakładała. Wiele razy miała myśli, że przecież to Borys, przecież to Nikodem, a nie wiedziała o nich kompletnie nic. Co prawda, pierwszy był cichy i początkowo nieśmiały, a drugi zachowywał się niezbyt miło, ale czy to pozwalało wszystko z góry zakładać? No i Tatiana. Dwudziestosześciolatka z mentalnością cioci-kloci, na przemiennie z "jestem cool". Jedynie Natasza dawała mi nadzieję.
.......
Tydzień. Dokładnie tyle liczy sobie akcja powieści. Siedem dni z życia Alicji, opisanych nieraz tak dokładnie, że zastanawiałam się, czy nadejdzie moment, gdy dowiem się, że o tej porze dnia dziewczyna regularnie odwiedzała toaletę, by zrobić kupę. W tym czasie Alicja dowiedziała się od ciotki, że jest wiedźmą z winy rodzinnej klątwy i... niewiele więcej, bo na każde pytanie słyszała prawie zawsze: "to skomplokowane". Od Alicji wiele wymagano, ale nikt nie usiadł z nią, żeby wyjaśnić to i owo związanego ze sprawą, tylko mówiono jej, że jest głupia, bo czegoś nie wie, albo przymuszano do zgodzenia się na rytuał, również mając w poważaniu jej niewiedzę.
.......
Wydanie jest ładne. Okładka sugeruje magię, przygodę, może jakieś stracie z poważnym wrogiem. Ale w rzeczywistości występuje w śladowych ilościach. Językowo było dobrze, nie rozumiem tylko używania słów wieś, miasteczko i miasto naprzemiennie do Czarcisławia, które to ponoć można obejść w 15 minut w te i we wte.
.......
Ale, nie było tragicznie. Przeczytałam całość, a to już coś znaczy. Najmocniejszą stroną KJPU był humor. I jej ostatnie dwa rozdziały. Ale to trochę za mało, jak na taką cegiełkę... Liczyłam na coś o wiele lepszego, dlatego nie mogę dać więcej jak 4/10.