Wieloletni korespondent PAP w Waszyngtonie, od 1997 r. pisze dla POLITYKI, w USA mieszka od 24 lat. Absolwent socjologii na Uniwersytecie Warszawskim, w latach 1973-1982 pracował w tygodniku „Literatura”. W stanie wojennym niezweryfikowany na własne życzenie, pisał do niszowych tytułów, utrzymywał się też z nauki angielskiego i pracy ankietera. W 1985 r. otrzymał wraz z Małgorzatą Szejnert nagrodę Solidarności za książkę „Szczecin: Grudzień – Sierpień – Grudzień” o narodzinach robotniczej rewolty w Szczecinie w latach 1970-1981. W 1987 r. wyjechał do USA. Pracował w nowojorskim „Nowym Dzienniku”, a od 1992 r. dla PAP".http://
Sama nie wiem dlaczego sięgnęłam po „Harlem” Tomasza Zalewskiego. Nigdy nie miałam naglącej potrzeby by zwiedzać USA, a jeśli już to moje myśli biegły raczej w stronę Nowej Anglii, Wielkich Równin i Montany. Ale skoro pozytywne wrażenie wywarły na mnie dwie książki Marka Wałkuskiego to dlaczegóż by nie dać szansy innemu korespondentowi - Tomaszowi Zalewskiemu. I okazało się, że miałam sporo racji. „Harlem” to bardzo sprawnie napisany, wciągający zbiór opowieści nie tylko o dzielnicy i jej mieszkańcach ale przede wszystkim o bielejącej historii Stanów Zjednoczonych.
Zalewski porusza kilka ważnych kwestii. Przede wszystkim dzieje gospodarcze i kulturalne Harlemu. Po wielkim boomie lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego stulecia przyszedł poważny kryzys, który nieomal spowodował całkowity paraliż dzielnicy. Teraz dzięki silnej woli mieszkańców, we współpracy z władzami Nowego Jorku, sytuacja się zmienia, przestępczość maleje, do dzielnicy, ku radości tradycjonalistów, wracają Afroamerykanie. Jest też coraz więcej turystów, którzy chętnie zapuszczają się w niegdyś niebezpieczne dzielnice. Jednak jak mówią rozmówcy Tomasza Zalewskiego - nigdy nie wrócą złote czasy kiedy w Harlemie królował jazz, weekendowe wieczory przyciągały do klubów tanecznych swingującą młodzież a Ralph Ellison tworzył „Niewidzialnego człowieka”.
Dzisiejsi afroamerykańscy mieszkańcy Harlemu niejednokrotnie narzekają na niekończącą dyskryminację, brak pracy lub niskie zarobki, podkreślając swoją religijność (wszak dzielnica słynie z kościołów i śpiewających w nich chórów gospel). I częściowo mają rację, gdyż do eldorado lat dwudziestych nie ma już powrotu. Przypomina mi się historia Detroit z książki Le Duffa: podobne dzieje i podobne dylematy. Jednak osobiście mnie też żale irytowały - zbyt często obserwuję smutną rzeczywistość by nabrać się na częstokroć wyimaginowane pretensje. Odnoszę wrażenie - a spędziłam w dzielnicy zamieszkiwanej przez zróżnicowaną etnicznie ludność dziewięć lat - że zarzut dyskryminacji podnoszony jest zawsze, kiedy innymi środkami nie można uzyskać wymarzonego celu. Rasizm był, jest i będzie – mimo starań by ten proceder ukrócić - ale wyimaginowana dyskryminacja niejednokrotnie staje się orężem w walce ze ogólnie przyjętymi zasadami, które dotyczą każdego, bez względu na pochodzenie. Jest o tym mowa w książce, autor zwraca uwagę na ten problem. Pod tym względem uważam reportaż Tomasza Zalewskiego za bardzo udany – czytelnik ma okazję wsłuchać się w społeczny wielogłos Harlemu.
Warto sięgnąć po tę książkę jeśli mamy sentyment to Nowego Jorku. Jeśli lubicie historie ludzi o ludziach, ciekawią Was architektoniczne cuda brownstone, chcecie bliżej poznać postać Malcolma X a to wszystko w zgrabnej, niemoralizującej formie to zapraszam do lektury „Harlemu”. To dobra lektura na wakacje.
Na książkę "Harlem" trafiłem dosyć przypadkowo na promocji. Przez parę lat przeleżała ona na moim regale z książkami i szkoda, że wcześniej po nią nie sięgnąłem. Książka naprawdę bardzo dobra, zdecydowanie dla osób interesujących się USA. Pokazuje wzloty i upadki tytułowego Harlemu, czyli jednej z dzielnic Manhattanu, części Nowego Jorku. Od ekskluzywnej, eleganckiej części wyspy, w której mieszkali bogaci nowojorczycy z piękną architekturą, poprzez zasiedlanie jej przez byłych niewolników z Południa USA, całkowitą zmianę wizerunku, aż do swoistego upadku w latach 70-tych, kiedy to Harlem zamienił się w getto praktycznie w 100% zamieszkałe przez Afroamerykanów. Następnie opis dźwigania się dzielnicy z gruzów, aż do czasów współczesnych, ale kosztem utraty "czarnego" dziedzictwa, gdyż od pewnego czasu Afroamerykanie stanowią już mniejszość w Harlemie. Autor opisuje swój pobyt w Harlemie, w którym nie był turystą, ale mieszkańcem tej części Nowego Jorku, przez co książka nabiera większej autentyczności. Wywiady z mieszkańcami oraz potężna dawka historii. Książka zdecydowanie na plus.