Czego tu nie było? Totalny misz - masz narracyjny, mnóstwo postaci, jeszcze więcej historii... Autorka jest instruktorką pisania wspomnień i miałam wrażenie, że po prostu zebrała prace swoich kursantów, przemieszała je byle jak i złożyła w książkę. Mamy więc jednego bohatera, drugiego, trzeciego. Potem znowu pojawia się pierwszy, a następnie kolejny. I jeszcze jeden. Gdzieś tam, około dwusetnej strony, trzecioplanowa postać wysuwa się na plan pierwszy. Niektóre z tych historii są naprawdę ciekawe, chciałoby się dowiedzieć o nich czegoś więcej, jednak większość z nich ogranicza się do kilku stron. Myślę, że gdyby autorka wybrała cztery, góra pięć z nich i opisała je jak należy, książka bardzo by zyskała. A tak - niestety, gubiłam się kompletnie. Jeszcze na ostatnich stronach zdarzało mi się zastanawiać: "a ten to kto?". Szkoda, bo język i styl pisania są na naprawdę wysokim poziomie.
"(...) jeśli tematem sztuki
będzie dzbanek rozbity
mała rozbita dusza
z wielkim żalem nad sobą..." jak mawiał Zbigniew Herbert.
Cytat ten, który przyszedł mi na myśl niemal zaraz po zakończeniu lektury, doskonale oddaje istotę utworu Laury Kalpakian.
Jak dzbanek, który mimo sklejenia go po rozbiciu się na małe kawałki nie stanowi całości, tak uciekanie od przykrych wydarzeń i spychanie ich na margines naszej świadomości nie sprawi, że uda nam się od nich uciec. "Klub wspomnień" to doskonały rodzaj terapii, sposób na poradzenie sobie z przeszłością, by móc stworzyć przyszłość. To spowiedź przed czystą kartką papieru, która nie rości pretensji, nie ocenia, nie karci - słucha cierpliwie przynosząc ukojenie. To poszukiwanie siebie podczas podróży przez skrawki własnych i cudzych wspomnień, które pozwalają oswoić przeszłość, zmierzyć się z nią i z nowo nabytą siłą, dumnie ruszyć przed siebie.