Mój słodki aniołku

Okładka książki Mój słodki aniołku John Glatt
Okładka książki Mój słodki aniołku
John Glatt Wydawnictwo: Filia Seria: Filia na faktach reportaż
560 str. 9 godz. 20 min.
Kategoria:
reportaż
Seria:
Filia na faktach
Tytuł oryginału:
My Sweet Angel: The True Story of Lacey Spears, the Seemingly Perfect Mother Who Murdered Her Son in Cold Blood
Wydawnictwo:
Filia
Data wydania:
2024-05-15
Data 1. wyd. pol.:
2024-05-15
Liczba stron:
560
Czas czytania
9 godz. 20 min.
Język:
polski
ISBN:
9788383574110
Tłumacz:
Adrian Napieralski
Średnia ocen

7,9 7,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,9 / 10
52 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
239
237

Na półkach:

„Ponieważ zawsze chodziło tylko o Lacey. W tej sprawie nigdy nie chodziło o Garnetta. A wyłącznie o Lacey – matkę roku.”

Jak szybko, choć na wskroś bezczelnie, stać się gwiazdą Internetu? Co dość dosadnie pokazały najróżniejsze nieczyste praktyki, sposób na sławę jest stosunkowo prosty: wystarczy wzbudzić współczucie. Obnażyć przed publiką najbardziej osobiste momenty swojego życia, upubliczniając przed obcymi co tylko się da. Wizyta w szpitalu z dzieckiem? Serduszka i jeszcze więcej serduszek. Do tego te wszystkie słowa wsparcia, ileż to zainteresowania udało Ci się wzbudzić! Zdiagnozowanie śmiertelnej choroby? Codzienne stories z oczekiwaniami na wyniki i granie na emocjach postronnych, którzy kiedyś tam, choć już dawno o tym zapomnieli, przyszli do Ciebie dla zgoła innego contentu. Nieważne. Chwyciło? No pewnie. Lecimy więc dalej! Wszakże ludzie uwielbiają zaglądać za kurtynę. A już kiedy mogą pochełpić się czyimś nieszczęściem, są w pełni ukontentowani; przecież mają nieco lepiej. Noworodek znowu pod respiratorem? Pomysł na jeszcze lepszą akcję. Zapłakana dodajesz Instastories ze szpitala i wstawiasz milion drastycznych zdjęć. Dla podkręcenia efektu wyłączasz możliwość komentowania – a niech się domyślają! Niech się martwią, modlą, skupiają na Was swoją energię, którą czerpiesz zupełnie na wzór wampira energetycznego. To się klika i przynosi zysk, więc jest dobre. A poza tym, przecież każda dbająca przede wszystkim o dobro swojego będącego na oddziale dziecka matka przez całe dnie siedzi w Internecie, nie odrywając nosa od telefonu i raportując swoim wytresowanym „fanom” jak bardzo jest źle. To jest jej najważniejsze zmartwienie? Naprawdę?

W świecie, w którym influencer awansował do miana zawodu, tego rodzaju pozbawione uczuć przypadki stają się coraz bardziej nagminne; istnieją – a ich widzowie mniej lub bardziej świadomie nakręcają kolejne spirale zła. Z bliźniaczo podobną sytuacją mamy do czynienia w najnowszej propozycji true crime Johna Glatta – „Mój słodki aniołku” – opowiadającej wstrząsającą historię cierpiącej na niezdiagnozowany zespół zastępczy Münchhausena Lacey, która tak bardzo łaknęła uwagi postronnych obserwatorów, że najpierw pozbawiła zdrowia, a potem życia swojego pięcioletniego synka. Ten bezlitosny stwór, bo człowiekiem nazwać nie nada, zmienił zbyt krótką egzystencję Garnetta w piekło. Niekończące się pasmo cierpień (a może znajdujące swój kres dopiero w momencie śmierci…),zbędnych zabiegów medycznych, przeprowadzanych na życzenie „matki” w celu „poprawy” jego funkcjonowania; brak jakiejkolwiek beztroski, zabawy czy szczęśliwego dzieciństwa. Podawany przez sondę pokarm – dokładnie taki, jaki „matka” zdecydowała się zaaplikować. Ignorowanie rzeczywistych potrzeb medycznych i zastępowanie ich co rusz nowymi odkryciami medycyny holistycznej. Koszmar. Życie tego blondwłosego aniołka można opisać tylko tym jednym słowem, a i ono nie będzie do końca wystarczające. Bo jeśli to nie koszmar, że ktoś, kto dał Ci życie i winien za wszelką cenę je pielęgnować, próbuje wszelkimi drastycznymi metodami najpierw je zniszczyć, a potem odebrać – to co tak właściwie koszmarem jest?

„Popełniła ostateczną zdradę, jaką może popełnić matka. Miała go kochać, wychowywać, opiekować się nim i go chronić. Zamiast tego zrobiła coś zupełnie przeciwnego: zabiła go.”

Mama. Mamusia. Mateczka. Mateńka. Mami… Moje pierwsze wspomnienie wygląda następująco (choć jeszcze nie do końca potrafię je opisać; nie mam też świadomości tego, że… będzie moim ostatnim): jest słoneczny dzień. W swojej malutkiej lewej dłoni trzymam wiaderko, w którym znajduje się kilka ulubionych zabawek do piaskownicy. Prawą ściska moja mama – kobieta zawsze starająca się wywołać uśmiech na mojej twarzy, wymyślająca dla nas wspólne gry i nucąca wesoło podczas przygotowywania mi zdrowych posiłków. Idziemy przed siebie, a mamusia radośnie macha naszymi złączonymi dłońmi. Po chwili docieramy do ulubionego parku, w którym spędzimy całe godziny na zabawie! Tak… Tak mogłoby być. Tak być powinno. Tymczasem nic takiego nigdy się nie wydarzyło. Moje jedyne-pierwsze wspomnienie było jedynie marzeniem małego chłopca. Tak niewinnie normalnym i jednocześnie tak bardzo niedoścignionym. W rzeczywistości, mając kilkanaście miesięcy, zdążyłem już odbyć 23 (!) wizyty w szpitalu. Mamusia twierdziła, że jestem niedożywiony i mam problemy ze zwracaniem pokarmu, więc pozbawiono mnie możliwości wymiotowania za sprawą operacji, a następnie wszyto mi specjalną sondę do karmienia – nadzorowaną oczywiście przez nią. Ponoć krwawiłem z uszu, oczu i ust – w związku z czym do tych pierwszych wkłuwano mi specjalne rurki. Bolało… to wszystko tak bardzo, niewyobrażalnie bolało. Ale mama wie, co jest dla jej dziecka najlepsze, prawda? I jeszcze – mamusia nie trzymała z przyjemnością mojej dłoni w swojej. To miejsce było zajęte przez zawsze obecny smartfon. Czerwona obudowa iPhone’a służyła jej do jednej rzeczy: ugrania jak najwięcej na wywołanej przez siebie tragedii własnego dziecka. Na krzywdzie. Dokumentowała każdą podawaną mi kroplówkę. Wszystkie zabiegi. Fotografowała mnie nieprzytomnego - jak rzecz, a zdjęcia wrzucała na swoje liczne social media. Uwielbiała grać ofiarę i wzbudzać współczucie. Ale skąd, skąd miałem wiedzieć, że wcale nie idziemy na ten wyśniony plac zabaw, a na kolejny pobyt w szpitalu, z którego… wyjdzie już sama? Koszmar nie mieści się wszak w głowie żadnego pięciolatka. Teraz… teraz przynajmniej już nie cierpię. Zamiast zabawek nie muszę za sobą ciągnąć rurki do karmienia. Wcale nie jestem (i nigdy nie byłem) chorym dziwadłem. Dla niektórych dzieci chyba łaskawiej byłoby nigdy się nie narodzić… Mama. Mamusia. Mateczka. Mateńka. Mami… Już nigdy tak do Ciebie nie powiem. Nie każdy jest godzien tego miana. To moje pierwsze wspomnienie. Moje ostatnie wspomnienie…

„Ten chłopiec nigdy nie zagra w drużynie baseballowej. Nigdy nie ukończy szkoły średniej. Nigdy się nie ożeni i nie będzie miał własnych dzieci. Wszystko dlatego, że zabiła go matka.”

John Glatt zdążył już zasłynąć z serwowania czytelnikom reportaży true crime, które czyta się jak powieść – na dodatek niesamowicie dynamiczną i budzącą cały wachlarz przejmujących emocji. Podczas lektury „Mojego słodkiego aniołka”, której nie przerwałam przed poznaniem zakończenia w środku nocy, czułam niesamowity żal. Współczucie. Poczucie niesprawiedliwości. Szok. Przerażenie. Niedowierzanie… Opowiedziana przez Glatta historia wydarzyła się naprawdę – i to właśnie mrozi w niej najbardziej. Porusza nawet te serca przypominające głaz. Jeśli można tak stwierdzić, Autor prowadzi narrację ze swadą – czyniąc terminy prawnicze czy medyczne całkowicie przystępnymi laikowi. Zastępczy zespół Münchhausena, który stał się tematem jego najnowszej propozycji, dzięki opisywanym rzeczywistym wydarzeniom stał się wręcz dotkliwie obrazowy. Boleśnie. Dodatkową gratką okazał się przedstawiony przebieg procesu sądowego Lacey, dla której tak naprawdę żadna kara nie byłaby odpowiednio surowa. Chyba, że – w myśl kodeksu Hammurabiego – oko za oko… Do Autora mam tylko jeden zarzut; choć sprawdziłam prawdziwość historii „Mojego słodkiego aniołka”, w tego rodzaju książce oczekiwałabym bibliografii i licznych przypisów. Z niewiadomych dla mnie przyczyn, Glatt po raz kolejny zaniechał ich zamieszczenia. Nie zmienia to jednak faktu, że to książka wstrząsająca, którą przeczytać nie tylko warto, ale i nawet się powinno. Żeby móc dostrzec zalążki zła na czas i zareagować. Nie pozostać biernym na krzywdę. I aby dwa razy zastanowić się, jaki jest cel – i czy istnieje w ogóle – publikowania w Internecie wizerunku dziecka i odsłaniania przed postronnymi każdej, nawet tej najbardziej intymnej chwili. Chciałoby się skończyć tę recenzję dość filozoficznie: „Quo Vadis, świecie?”... ale odpowiedź mogłaby się w tym przypadku okazać zbyt przerażająca. 8/10

„(…) istnieje możliwość, że nigdy się nie dowiedzą, co doprowadziło do śmierci chłopca. Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy Lacey (…). Jakby poczuła ogromną ulgę. Uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć: Nie szkodzi. Nigdy się tego nie dowiecie.”
instagram.com/thrillerly

„Ponieważ zawsze chodziło tylko o Lacey. W tej sprawie nigdy nie chodziło o Garnetta. A wyłącznie o Lacey – matkę roku.”

Jak szybko, choć na wskroś bezczelnie, stać się gwiazdą Internetu? Co dość dosadnie pokazały najróżniejsze nieczyste praktyki, sposób na sławę jest stosunkowo prosty: wystarczy wzbudzić współczucie. Obnażyć przed publiką najbardziej osobiste momenty...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
251
152

Na półkach:

Dziś jest wtorek.
7 urodziny mojego synka.
Przeczytawszy tą książkę musiałam odsapnąć kilka dni, zanim napiszę swoją opinię.
To naprawdę wstrząsająca książka.
Im dalej czytałam, tym bardziej byłam oszołomiona i ledwo mieściło mi się w głowie, jak można tak krzywdzić własne dziecko.
Nie jestem idealną matką.
Zdarza mi się, że gdy już nie mam sił się powtarzać -krzyknę na niego, ale nie wyobrażam sobie celowo doprowadzać do jego kalectwa.
Jak można być takim potworem, aby dla zasięgów i własnego współczucia czy poczucia ważności doprowadzić do śmierci dziecka.
Ta sytuacja dała mi bardzo mocno do myślenia, ponieważ jest wiele takich kont, które robią podobne rzeczy, tylko czy faktycznie można coś z tym zrobić?
Książka jest napisana w formie reportażu.
Tej historii nie da się tak poprostu opisać, czy streścić w recenzji.
To trzeba kochani przeczytać...
Przeczytać jakie piekło za życia zgotowała małemu Garrnetowi jego zaburzona psychicznie matka Lacey.
Jaką otoczkę w okół siebie zrobiła, jak kreowała się na perfekcyjną matkę, pełną współczucia dla własnego dziecka.
Poświęćcie tej historii czas, aby zobaczyć jakie wilki w owczej skórze chodzą po naszym świecie.

Dziś jest wtorek.
7 urodziny mojego synka.
Przeczytawszy tą książkę musiałam odsapnąć kilka dni, zanim napiszę swoją opinię.
To naprawdę wstrząsająca książka.
Im dalej czytałam, tym bardziej byłam oszołomiona i ledwo mieściło mi się w głowie, jak można tak krzywdzić własne dziecko.
Nie jestem idealną matką.
Zdarza mi się, że gdy już nie mam sił się powtarzać -krzyknę na...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
34
34

Na półkach:

Dokumentuje w mediach społecznościowych każdy ich pobyt w szpitalu. Każdą chorobę. Ale również te radosne chwile czyli powrót do zdrowia. Chwilowy. On zawsze jest chwilowy a po nim znów następują problemu zdrowotne u jej synka i kolejne pobyty w szpitalu. Zdjęcia małego chłopczyka na instagramowym profilu podpisane "Mój mały mężczyzna znów się rozchorował", "Mały biedaczek" opatrzone hasztagami #dzielnamama #razemnazawsze #szpital #choremalenstwo #nietakmialobyc. Kolejny wpis, kolejne zdjęcie małego chłopczyka w szpitalnym łóżeczku. #przygotowaniadozabiegu #zabawaprzedoperacja "Proszę módlcie się, żeby mały G nie trafił do szpitala. Biedaczek spędził w nich większą część życia :(" brzmiał jeszcze inny wpis na Facebooku i Instagramie. Kolejna równie grająca na emocjach odbiorców brzmiała "Mój słodki Aniołek jest w szpitalu po raz dwudziesty trzeci :( Módlcie się, żeby szybko wrócił do domu..." A za kilka dni, po wpisach obwieszczajacych radość z powrotu do zdrowia znów pojawił się wpis o następującej treści "Biedny Garnett Paul ma 39 stopni gorączki. Znowu krwawi z uszu i z nosa :( Synku, syneczku..." Czekała na polubienia i komentarze w stylu "jesteś taka dzielna", "jesteś cudowną mamą, najlepszą na świecie", "jesteś taka silna". Tego potrzebowała, tych komentarzy, tej uwagi. Jej maleńki synek znowu jest chory. Właściwie ciągle choruje, od narodzin spędza z nim tak dużo czasu w szpitalach, u lekarzy. I chociaż od razu po poradzie został wypisany jako zdrowy noworodek do domu, Lacey już dwa dni później przywiozła go na izbę przyjęć twierdząc, że ma żółtaczkę, wysoką gorączkę i ciągnie się za uszy. Zostali wypisani do domu. Szpital stał się dla Lacey drugim domem, woziła tam ciągle swojego chłopczyka twierdząc, że ten wymiotuje i krwawi z uszu. Jednak pediatra nie stwierdziła nigdy żadnych nieprawidłowości. Garnett od urodzenia źle przybierał na wadze, w dodatku zdiagnozowano u niego celiakię i chorobę Crohna.


Przez te niskie przyrosty masy ciała, od dziewiątego miesiąca życia musieli mu założyć rurkę gastrostomijną do karmienia. Kolejne pobyty w szpitalu, kolejne niewyjaśnione objawy. Dziwnie podniesiony poziom sodu w organizmie dziecka, który niewiadomo skąd się wziął. Setki innych objawów i chorób a to wszystko opatrzone wpisami do mediów społecznościowych, które śledziło tysiące ludzi. Tysiące współczujących ludzi. Bo te wpisy właśnie po to były. By grać na emocjach, by wzbudzić zainteresowanie, zasięgi, litość i uwagę. Czy już wtedy ktoś podejrzewał, że to z matką jest coś nie tak a nie z jej małym synkiem? Czy lekarze zauważyli, że ciągle krwawiące uszy nie są wynikiem bakterii czy wirusów a nacięć zrobionych przez matkę? Nagle podwyższony poziom sodu też nie wziął się przecież znikąd... Ta historia nie ma szczęśliwego zakończenia. Jednak otwiera oczy na wiele spraw. Pokazuje oblicza choroby psychicznej ale również to jak szkodliwe okazały się w tym przypadku media społecznościowe. Matka dostawała to czego chciała, uwagę, zainteresowanie, współczucie. Tysiące polubień i komentarzy pod jej wpisami nakręcały ją jeszcze mocniej, na publikację kolejnych treści, na kolejne wyrządzenie krzywdy swojemu dziecku po to aby być w centrum uwagi. A synek był jedynie narzędziem w jej ręku. Wystawiony publiczności niczym małpa w zoo, pozbawiony w brutalny sposób intymności, a co najgorszy krzywdzony w okrutny sposób przez najbliższą mu osobę - własną matkę.


Wydarzenia przedstawione w książce "Mój słodki aniołku" wydarzył się w prawdziwym życiu. Historia matki i dziecka jest historią prawdziwą. Zaburzenie psychiczne, które spowodowało u Lacey wieloletnie znęcanie się nad dzieckiem to zastępczy zespół Munchhausena. Osoby dotknięte zespołem Munchhausena wywołują u siebie symptomy chorób, po to aby wejść w rolę chorego. Otrzymać pomoc od służb medycznych, współczucie, zaopiekowanie. Natomiast zastępczy zespół Munchhausena polega na tym, że opiekun (najczęściej w relacji matka - dziecko, ale zdarza się również w innych relacjach) wywołuje u osoby od niej zależnej objawy zaburzeń somatycznych. Osoba zaburzona pragnie uwagi zespołów medycznych i całego otoczenia. Celem jej chorego umysłu jest poddanie tej osoby badaniom diagnostycznym, zabiegom czy leczeniu. Taką chyba najbardziej znaną do tej pory książką przedstawiającą osobę z takim zaburzeniem była książka "Mama kazała mi chorować" Julie Gregory, która również opisana jest na podstawie prawdziwych doświadczeń, jednak opowiedziana jest z perspektywy dziecka. Czytałam ją dość dawno temu jak jeszcze byłam nastolatką i wywarła na mnie duże wrażenie. Podobnego odbioru spodziewałam się po latach, czytając inną książkę, ale na ten sam temat. Czytając "Mój słodki aniołku". Nie zawiodłam się. Ta książka jest świetnym studium osoby, cierpiącej na tą dość rzadką chorobę. Studium matki, która doprowadza do śmierci swojego ukochanego synka. Książka została bardzo dobrze i rzeczowo napisana. Nie ma tutaj owijania w bawełnę, jest za to dużo szczegółów, dużo faktów, są też domysły. Doskonale pokazane jest to, jak można w nieprawdziwy sposób wykreować siebie w mediach społecznościowych i porwać za sobą tłumy współczujących fanów, gdzie tak naprawdę samemu jest jest głównym źródłem cierpienia dziecka. Pokazuje po raz kolejny jak ludzie ślepo wierzą, w to co widzą w mediach - bez własnego osądu, bez krytycyzmu. Historia jest przerażająca i mrożąca krew w żyłach. Najbardziej przerażające jest w niej to, że wydarzyła się naprawdę. A gdzieś tam, za słowami, stoi prawdziwe cierpienie, prawdziwych ludzi. Polecam wszystkim miłośnikom trudnych tematów i literatury na faktach, oraz wszystkim miłośnikom zgłębiania tajników ludzkiej psychiki i zaburzeń oraz chorób psychicznych. Jeśli natomiast jesteście zbyt wrażliwi na krzywdę innych, uważajcie bo ta książka zmiażdży was psychicznie

Dokumentuje w mediach społecznościowych każdy ich pobyt w szpitalu. Każdą chorobę. Ale również te radosne chwile czyli powrót do zdrowia. Chwilowy. On zawsze jest chwilowy a po nim znów następują problemu zdrowotne u jej synka i kolejne pobyty w szpitalu. Zdjęcia małego chłopczyka na instagramowym profilu podpisane "Mój mały mężczyzna znów się rozchorował", "Mały...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
134
28

Na półkach: ,

Kochającą matka czy bezduszna morderczyni? Reportaż w sposób rzetelny ukazuje nam życie Lacey Spears, która zostaje oskarżona o zabójstwo swojego syna. Poznajemy Lacey w wieku wczesnoszkolnym aż do wydania wyroku za zabocie swojego 5-letniego syna. Choć wiemy jaki wyrok zapadł i jak zakończyła się sprawa Lacey gdyż proces z 2015 roku był dość głośny, na podstawie książki sami możemy wydać werdykt. Co w mojej opinii był i tak za niski. Gorąco polecam zapoznanie się z lekturą! Nie bądźmy bierni na krzywdę innych!

Kochającą matka czy bezduszna morderczyni? Reportaż w sposób rzetelny ukazuje nam życie Lacey Spears, która zostaje oskarżona o zabójstwo swojego syna. Poznajemy Lacey w wieku wczesnoszkolnym aż do wydania wyroku za zabocie swojego 5-letniego syna. Choć wiemy jaki wyrok zapadł i jak zakończyła się sprawa Lacey gdyż proces z 2015 roku był dość głośny, na podstawie książki...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1751
1750

Na półkach: ,

To naprawdę wstrząsająca książka. Im dalej czytałam, tym bardziej byłam oszołomiona i ledwo mieściło mi się w głowie, by móc tak krzywdzić własne dziecko. Podtruwać je od pierwszych chwil życia, by zawsze móc otoczyć go opieką, a od ludzi dostać należyte współczucie. Ciężko jest się odnieść do takiej osoby po ludzku, gdyż niby choroba tłumaczy tak bestialskie zachowanie, jednak czy to wystarczy, by taki człowiek mógł być oczyszczony z zarzutów?
Historia, którą przedstawił nam autor jest naprawdę dla ludzi o mocnych nerwach. Pisarz przeprowadził bardzo dużo wywiadów z różnymi ludźmi w tym z samą kobietą, by jak najdokładniej opisać tą historię. Zrobił to z wielką precyzją i zainteresowaniem ze strony czytelnika. Opowieść przedstawił trochę w formie samej książki, lub może wydarzeń z zapamiętanych przez innych sytuacji. Co inny człowiek, to było podkreślone jak bardzo nie chciał uwierzyć w dziwne postępowanie oskarżonej. I jak później sam się jej obawiał. Czytamy o scenach, kiedy matka robiła coś dziwnego dziecku, a później się tego wypierała. Trudno powiedzieć, czy robiła to z przyjemnością, czy według niej tak należało robić. Jedyne czego byłam pewna, to całkowitego braku jakichkolwiek uczuć z jej strony. Nie ważne, że czasami okazywała emocje, bo takie drobne gesty zdradzały, że nie do końca były one szczere. Sam autor był zdziwiony jej zachowaniem. Nie chce tu opisywać rodzaju krzywd, których dopuściła się na swoim dziecku, gdyż już samo pisanie tego sprawiałoby mi ból. Bo on naprawdę cierpiał. Wciąż dopuszczała go do stanu przed tym ostatecznym, by móc zamieścić kolejny wpis na facebooku, by społeczeństwo wiedziało jak ONA cierpi. Nie zauważyłam, by przy tym wspominała stan emocjonalny swojego syna. Och, nerwy miałam napięte do granic możliwości do samego końca książki. Osoby wrażliwe nich przemyślą, czy są w stanie ją przeczytać.
Wydana bardzo czytelnie i choć wstrząsająca, to sposób opisu bardzo mi się podobał. Na koniec tylko dodam, że tacy ludzie naprawdę istnieją. Im bardziej krzywdzą swoje pociechy, tym odczuwają większe szczęście. Pozwólcie, że nie powiem, co bym im zrobiła...

To naprawdę wstrząsająca książka. Im dalej czytałam, tym bardziej byłam oszołomiona i ledwo mieściło mi się w głowie, by móc tak krzywdzić własne dziecko. Podtruwać je od pierwszych chwil życia, by zawsze móc otoczyć go opieką, a od ludzi dostać należyte współczucie. Ciężko jest się odnieść do takiej osoby po ludzku, gdyż niby choroba tłumaczy tak bestialskie zachowanie,...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
832
783

Na półkach:

Idąc za ciosem, sięgnęłam po kolejną mocną historię. Co przeraziło mnie najbardziej? To, że wydarzyła się naprawdę...

Lacey Spears była podręcznikowym przypadkiem zespołu Münchhausena. Od narodzin swojego syna doprowadzała go do choroby, by wzbudzić współczucie lekarzy, jak i również obserwujących ją osób w mediach społecznościowych.

Trwało to aż do 2015 roku, kiedy to zdecydowała się na ostateczny krok, jakim było zabójstwo. Swojego synka otruła wysokim stężeniem soli, którą wprowadziła przez sondę do żołądka chłopca.
Ława przysięgłych nie miała wątpliwości - uznali Lacey winną popełnionego przestępstwa i skazała ją na dwadzieścia lat pozbawienia wolności, z możliwością wydłużenia kary.

Nikt nie mógł zapobiec tej tragedii, gdyż kobieta wydawała się matką idealną. Regularnie dzieliła się w mediach społecznościowych informacjami na temat stanu zdrowia swojego dziecka. Kreowała się na kogoś, kim w rzeczywistości niestety nie była.

Autor przedstawił nam obraz chorej psychicznie kobiety, która dla popularności zabiła swoje dziecko... Historia mocno mną wstrząsnęła i wiem, że będzie mi trudno się po niej pozbierać...

Choć akcja nie pędzi tutaj na łeb i szyję, czytelnik ani na moment nie traci zainteresowania. To totalny rollercoaster emocji! Choć historia jest trudna, to napewno warta przeczytania.

Idąc za ciosem, sięgnęłam po kolejną mocną historię. Co przeraziło mnie najbardziej? To, że wydarzyła się naprawdę...

Lacey Spears była podręcznikowym przypadkiem zespołu Münchhausena. Od narodzin swojego syna doprowadzała go do choroby, by wzbudzić współczucie lekarzy, jak i również obserwujących ją osób w mediach społecznościowych.

Trwało to aż do 2015 roku, kiedy to...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
117
117

Na półkach: ,

Książki Johna Glatta znam i bardzo lubię. To, że przedstawiają one prawdziwe historie powoduje niesamowity dreszczyk emocji, jak i autentyczne przerażenie. Autor za każdym razem wykonuje kawał dobrej roboty, a informacje zawarte w jego książkach są rzetelne i dokładne.

Na codzień jestem fanką takich brutalnych i bestialskich kliamtów, ale wiadomo, że w momencie, w którym czyta się historie, którą napisało życie te odczucia są totalnie inne, niż kiedy czyta się literacką fikcję. Mimo to takie książki zawsze pochłaniałam bardzo szybko, nie mogąc doczekać się finału sprawy. Jednak tym razem było inaczej...

Historia ta opowiada losy Garnetta, chłopca, którego zabiła własna matka.

Lacey Spears uwielbiała wzbudzać litość u innych, co dało się zauważyć już przed przyjściem malucha na świat. Po urodzeniu Garnetta publikowała w mediach społecznościowych setki, jak nie tysiące zdjęć z ich życia codziennego. Wiele z tych fotografii było ze szpitala, ponieważ maluch miał wiele problemów zdrowotnych, jak twierdziła Lacey. To wszystko trwało pięć lat.

Pięć lat męki i znęcania się nad swoim dzieckiem. Pięć lat zgrywania troskliwej mamusi, która tak naprawdę każdego dnia niszczyła swojego syna. Pięć lat...

Czytałam tę książkę tydzień. Płakałam. Wyzywałam świat. Patrzyłam na swoje dziecko, które beztrosko się bawiło i w głowie to wszystko mi się nie mieściło. Jakim trzeba być człowiekiem, aby w tak bestialski sposób traktować własne dziecko? Ten chłopiec wielokrotnie przeżywał katusze. Serce mi pęka do tej pory. To jedna z tych historii, gdy ciężko utrzymać emocje na wodzy.

Ta kobieta, która nie powinna nazywać się matką, wywoływała w ludziach współczucie w okropny sposób, kosztem własnego syna. Dzięki zdjęciom, jakie publikowała w social mediach zebrała wokół siebie rzeszę ludzi, którzy pocieszali ją w każdym niepowodzeniu, czy podczas kolejnej wizyty Garnetta w szpitalu. Byli to ludzie, którzy znali ją tylko z sieci. Ile mamy takich przypadków, że ocenamy kogoś na podstawie zdjęć, jakie publikuje? Wiele, prawda? Nawet nasuwa mi się na myśl jedna konkretna osoba, o której aktualnie szumi spora część internetu. Ale moi drodzy Państwo - to tylko zdjęcia. Oprócz tego, że je widzimy, nie wiemy nic. Żyjemy w chorym społeczeństwie, gdzie jak człowiek zobaczy jedną fotografię to ma już do niej dopisany cały życiorys osoby, której nigdy na oczy nie widział. TO PRZERAŻAJĄCE! Przerażające jest również to, jak matki budują w sieci swój wizerunek kosztem dzieci i zapominają o jakichkolwiek ograniczeniach. Temu mówię stanowcze nie. Jestem matką i zdarza mi się wrzucić zdjęcie córki na swoje prywatne konta, jednak wszystko ma swoje granice.

Druga sprawa. Gdzie była rodzina, czy "przyjaciele" Leacy Spears, gdy ona truła swoje dziecko? To nie trwało tydzień. TO TRWAŁO 5 LAT! Nie wierzę, że osoby z jej otoczenia nie zauważyły, że coś jest z nią nie tak. Były również kobiety, którym Leacy pomagała w opiece nad ich dziećmi. U tych dzieci notorycznie pojawiał się problem z uszami, krwawienia. Jednak gdy Spears usuwała się w cień, te probolemy znikały. Dlaczego nikt tego nigdzie nie zgłosił? Nie trudno byłoby połączyć fakty, ponieważ u Garnetta występowały również takie same problemy laryngologiczne. Tu nasuwa się sprawa zamiatania spraw pod dywan, bo "może mi się tylko wydaje", "może nie mam racji, więc po co będę robił/a komuś problemy". Uważam, że lepiej zrobić coś i się przysłowiowo na tym przejechać, niż nie zrobić nic. Tu mamy tego idealny przykład, za który mały niewinny chłopczyk przepłacił życiem.
Tej tragedii można było uniknąć, jak i wielu innych.
Ale znieczulica ludzka kolejny raz pokazała swoje sidła.

To była najcięższa książka, jaką czytałam. A uwierzcie mi, że czytałam wiele.

Książki Johna Glatta znam i bardzo lubię. To, że przedstawiają one prawdziwe historie powoduje niesamowity dreszczyk emocji, jak i autentyczne przerażenie. Autor za każdym razem wykonuje kawał dobrej roboty, a informacje zawarte w jego książkach są rzetelne i dokładne.

Na codzień jestem fanką takich brutalnych i bestialskich kliamtów, ale wiadomo, że w momencie, w którym...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
773
662

Na półkach: ,

"Mój słodki aniołku" Johna Glatta

Dziś w dobie internetu i mediów społecznościowych każdego dnia trafiają do nas liczne prośby o wsparcie i pomoc dla ciężko chorych dzieci. Rodzice i opiekunowie tych dzieci w publikowanych przez siebie postach opisują ich nierzadko bardzo trudną sytuację zdrowotną i ciężki proces walki o zdrowie w drodze po lepsze życie. Zawsze, kiedy czytam takie treści, bardzo się wzruszam i staram się, chociażby napisać kilka pokrzepiających słów. Tym bardziej że sama jestem niepełnosprawna i wiem doskonale, ile starań od chwili moich narodzin poczynili moi rodzice, abym w przyszłości mogła wieść samodzielne życie. Jednak od kilku dni do tego rodzaju wpisów publikowanych w sieci podchodzę z dużo większą czujnością, którą wzbudziła we mnie lektura książki Johna Glatta „Mój słodki aniołku", o której teraz chcę wam pokrótce opowiedzieć.

Pisarz jest dziennikarzem śledczym i w swoim dorobku twórczym ma już wiele książek z gatunku true crime, a więc takich, które dokumentują prawdziwe przestępstwa lub zbrodnie kryminalne. Ten tytuł do tego gatunku właśnie należy, a na jego kartach autor zwraca naszą uwagę na swego czasu głośną sprawę Lacey Spears. Matki blogerki, która na kilku portalach społecznościowych, publikowała przepełnione wielką miłością do swojego synka Garnetta posty opisujące jego cierpienie i zmagania z kilkoma chorobami. Wpisy te poruszały cały świat, a tymczasem okazało się, że wszyscy ulegliśmy fałszywej iluzji, za którą kryła się szokująca i druzgocąca prawda.

Ta kobieta była fenomenalną aktorką, która w perfekcyjny sposób grała na emocjach i uczuciach wszystkich osób, które od narodzin jej syna darzyły ją ogromnym podziwem i uznaniem ze względu na jej wieloletni matczyny heroizm i oddanie. Każdego dnia otrzymywała od tych ludzi wyrażających swoje współczucie, ogrom wsparcia nie tylko duchowego, ale także finansowego. Dopiero po pięciu latach okazało się, że oszukała wszystkich, a internet stał się dla niej maską, za którą skrywała swoją prawdziwą twarz bezwzględnej i okrutnej morderczyni, która z premedytacją zaplanowała śmierć swojego dziecka.

I przyznam się szczerze, że gdybym nie znała prawdy i nie wiedziała, że za to bestialstwo została skazana na wiele lat więzienia z możliwością przedłużenia do dożywocia, to uwierzyłabym w każde jej słowo i zapewnienia o ogromnej miłości do swojego małego aniołka. A to dlatego, że dla świata zewnętrznego była ona uosobieniem matki idealnej. Z każdego wpisu w sieci wyłaniał się obraz zrozpaczonej samotnej matki, która robi wszystko, aby ratować zdrowie najważniejszej istoty w swoim życiu. Podczas gdy, kiedy nikt nie mógł tego widzieć, sama metodycznie odbierała mu to zdrowie, a w konsekwencji życie, świadomie wywołując u chłopca objawy chorobowe. To, co przeraża najbardziej to fakt, że przez te pięć lat tak naprawdę ta kobieta nigdy nie miała na uwadze dobra Garnetta. Tutaj zawsze chodziło o nią i o to, aby wzbudzać współczucie wśród lekarzy i całego społeczeństwa, jednocześnie zwracać na siebie uwagę. Takie zachowania są typowe dla osób, u których zdiagnozowano Zastępczy Zespół Munchhausena, którego według ustaleń specjalistów Lacey była typowym przykładem. Zespół ten jest rodzajem zaburzeń psychicznych, z grupy zaburzeń poznawczych, występujących głównie u rodziców i opiekunów osób od nich zależnych. Polega on na celowym wywoływaniu u tych osób objawów chorobowych, po to, by osiągnąć wyżej wymienione korzyści. Zaburzenie to nie wpływa jednak na świadomość osoby nim obciążonej, czy też na pojmowanie dobra i zła. Dlatego też nie usprawiedliwia ono nieludzkiego postępowania bohaterki książki.

„Mój słodki aniołku” to wstrząsająca książka ukazująca dramat rodzinny, która w co mocno wierzę, uczuli nas na to, aby być bardziej uważnymi na to, co czytamy w sieci, a także na to, co być może dzieje się obok nas. Choć trudno jest jednoznacznie dostrzec, że w tym, o czym mówi i o czym zapewnia nas rodzic, bądź opiekun są pewne niespójności, bo przecież zarówno lekarze, jak i otoczenie to właśnie im ufa najbardziej, to jednak są pewne wyraźne przesłanki, które powinny wzbudzić nasz niepokój. Poznacie je oczywiście, czytając książkę, do czego gorąco każdego z was zachęcam. Bez wątpienia nie jest to łatwa w odbiorze książka, ale warto ją przeczytać, właśnie dlatego, by wiedzieć, na co zwracać uwagę, aby zapobiec podobnym tragediom w przyszłości.

Znajdziecie tutaj bowiem zapis z przesłuchań i śledztwa policyjnego, jak również z całego przewodu sądowego w tej sprawie, w którym oskarżona nie skorzystała z możliwości złożenia zeznań, ale nie zgadza się z wyrokiem sądu i utrzymuje, że jest niewinna, jednocześnie nieustannie zapewniając o swojej miłości do swojego aniołka.

Wszystko, o czym przeczytamy w książce, zostanie z nami na zawsze. To zdecydowanie nie jest książka, którą da się szybko przeczytać, odłożyć i po prostu zacząć czytać kolejną. Jej lekturę trzeba sobie dawkować, gdyż rozmiar krzywd, które w wyrachowany sposób zadaje bezbronnemu dziecku najbliższa mu osoba, która powinna go chronić i czuwać nad jego bezpieczeństwem jest niewyobrażalny. Leacy doskonale wiedziała, że to jej działania są przyczyną niewyobrażalnego bólu syna, a jednak nic sobie z tego nie roniła Skupiała się wyłącznie na tym, by jak najbardziej wiarygodnie odegrać rolę zrozpaczonej matki, wobec której los nie ma litości. Mało tego wykreowała również wizję swoich osobistych przeżyć i doświadczeń, które zapewniam was, poruszą najbardziej zatwardziałe ludzkie serca. Już na początku rozprawy sądowej, w której dzięki tej książce my czytelnicy możemy uczestniczyć i niejako zasiąść na ławie przysięgłych zarówno sędzia, jak i adwokaci oskarżenia i obrony, proszą jej członków, aby dokonując osądu i wydawania wyroku w tej sprawie, postarali się wyłączyć emocje i nie ulegać prywatnym osądom. Tylko, czy jest to możliwe, wiedząc, że oskarżona wiedziała, że jej dziecko umiera i nie zrobiła zupełnie nic, by je ratować? Z tym retorycznym pytaniem was zostawiam, a ja teraz muszę ochłonąć i przeczytać coś lżejszego. Jedyne, co mi przeszkadzało podczas poznawania tej historii, to wielokrotne powtarzanie tych samych faktów i sytuacji, o których już wcześniej czytaliśmy. To sprawiło, że momentami miałam wrażenie, iż czytam ciągle to samo. Gdyby usunąć powtarzające się części fabuły, książka byłaby dużo bardziej skonkretyzowana i krótsza.

[Zakup własny]

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/06/moj-sodki-anioku-johna-glatta.html

"Mój słodki aniołku" Johna Glatta

Dziś w dobie internetu i mediów społecznościowych każdego dnia trafiają do nas liczne prośby o wsparcie i pomoc dla ciężko chorych dzieci. Rodzice i opiekunowie tych dzieci w publikowanych przez siebie postach opisują ich nierzadko bardzo trudną sytuację zdrowotną i ciężki proces walki o zdrowie w drodze po lepsze życie. Zawsze, kiedy...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
2262
1529

Na półkach: ,

O historiach true crime spisanych ręką Johna Glatta słyszałam tylko pozytywne opinie, choć to, co opisuje, ze szczęściem i miłością ma niewiele wspólnego. Szczerze przyznam, że przez dłuższy czas bałam się tego gatunku, jednak dzięki Magdalenie Majcher powoli zaczęłam przełamywać swoje opory. O najboleśniejszych sprawach pisze ona z niezwykłym wyczuciem i delikatnością. Jednak krzywda wyrządzana dzieciom stanowi dla mnie granicę, a otrzymując tę książkę — niespodziankę Wydawca zmusił mnie do wyjścia z mojej strefy komfortu. Drogo mnie to kosztowało...

Cierpiąca na zastępczy zespół Münchhausena Lacey Spears doprowadziła do śmierci swego pięcioletniego synka.

Za­stęp­czy ze­spół Münch­hau­se­na jest ro­dza­jem za­bu­rze­nia psy­chicz­ne­go, w przy­pad­ku któ­re­go ro­dzic pod­tru­wa dziec­ko lub wma­wia mu różne cho­ro­by, aby móc się speł­niać w opie­ce nad nim. Nie­rzad­ko pro­wa­dzi to do po­wsta­nia praw­dzi­wych spu­sto­szeń w or­ga­ni­zmie i psy­chi­ce, jak rów­nież śmier­ci

Spears wywoływała u swojego małego synka choroby, by uzyskać zainteresowanie nie tylko personelu medycznego rzekomym złym stanem zdrowia dziecka, ale dzięki social mediom — ogromniej rzeszy ludzi. Uprawiając "pornografię chorób" wzbudzała ogromny podziw, współczucie i wsparcie pokazując siebie jako bezgranicznie kochającą i oddaną matkę, aktywnie uczestniczącą w przywracaniu zdrowia dziecku, tymczasem okazała się jego katem.

Matka to słowo kojarzy się bezpieczeństwem, czułością a przede wszystkim z bezwarunkową miłością. "Mój słodki aniołku" to wstrząsająca historia dziecka, które najwięcej cierpienia doznało z rąk osoby, która powinna je kochać najbardziej.

O historiach true crime spisanych ręką Johna Glatta słyszałam tylko pozytywne opinie, choć to, co opisuje, ze szczęściem i miłością ma niewiele wspólnego. Szczerze przyznam, że przez dłuższy czas bałam się tego gatunku, jednak dzięki Magdalenie Majcher powoli zaczęłam przełamywać swoje opory. O najboleśniejszych sprawach pisze ona z niezwykłym wyczuciem i delikatnością....

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
20
9

Na półkach:

Autor opowiada historię małego chłopca, od narodzin zmuszanego do ciągłych wizyt w szpitalu i przeżywania problemów zdrowotnych, których tak naprawdę nikt u niego nie zdiagnozował. Za wszystkim stała matka – Lacey za wszelką cenę pragnęła zdobyć uwagę w mediach społecznościowych, dlatego dodawała zdjęcia i posty na temat rzekomo chorego synka. Wzbudzała tym współczucie i jednocześnie doprowadzała do tragicznego finału życia chłopca.

To jest tak przerażająca historia! Najgorsze, że wydarzyła się naprawdę… W 2015 roku Lacey Spears została oskarżona o zamordowanie swojego 5-letniego dziecka. Czar idealnej matki prysł w jednej chwili, ale nikt już nie mógł cofnąć czasu i przywrócić życia niewinnego chłopca.

Książka porusza i szokuje – trudno pojąć tę tragedię. Poza tym skłania do refleksji – czy we współczesnym świecie nie mamy takich matek więcej? Może nie są to aż tak drastyczne przypadki, może nie doprowadzają do śmierci dzieci, ale czy nie wyrządzają im krzywdy, publikując non stop ich zdjęcia w mediach społecznościowych? Zdjęcia pokazujące dzieci w różnych sytuacjach, bez ich zgody. To temat na dłuższą dyskusję, ale John Glatt w swojej najnowszej powieści pokazuje, jak ryzykowne może być nieumyślne publikowanie wszystkiego na temat dzieci w Internecie.

Książka momentami miała nudniejsze momenty, ale nie przeszkadzały mi one. Dzięki dokładności autora mogłam poznać wiele szczegółów na temat tej sprawy i przynajmniej spróbować zrozumieć postępowanie głównej bohaterki.

Jeśli macie mocne nerwy i nie boicie się czytać o krzywdzie dzieci, bardzo polecam tę pozycję.

Autor opowiada historię małego chłopca, od narodzin zmuszanego do ciągłych wizyt w szpitalu i przeżywania problemów zdrowotnych, których tak naprawdę nikt u niego nie zdiagnozował. Za wszystkim stała matka – Lacey za wszelką cenę pragnęła zdobyć uwagę w mediach społecznościowych, dlatego dodawała zdjęcia i posty na temat rzekomo chorego synka. Wzbudzała tym współczucie i...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    116
  • Przeczytane
    56
  • Teraz czytam
    11
  • Posiadam
    10
  • 2024
    9
  • Reportaż
    6
  • Legimi
    5
  • Chcę w prezencie
    3
  • True crime
    3
  • Literatura faktu
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Mój słodki aniołku


Podobne książki

Przeczytaj także