cytaty z książki "Dno oka. Eseje o fotografii"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Obraz trwa dłużej niż rzeczywistość, której jest odbiciem; dłużej niż przedstawione osoby. W koślawych obrazach jest dana do oglądania nie śmiertelność czy znamienność osób i rzeczy, lecz śmiertelność przedstawień. To zdjęcia, które dokumentują własny kres; można się domyślać, tak są nadszarpnięte i zmienione.
Po to jest fotografia, chwilami. Żeby być kimś innym: sobą sprzed wielu lat, Ateną, niewolnicą, aktorką. Po to jest fotografia, żeby wchodzić w cudze skóry, dokonywać podbojów, żeby kłamać i kłamstwem wydobyć ukrytą prawdę.
W twarzy Anny Csillag nawet wzrok się chowa- i to jest właśnie miejsce brakujące w tej fotografii, które jednak magnetycznie przyciąga spojrzenie patrzącego, moje spojrzenie. Jej wzrok ucieka przed moim, bo wplątał się na zawsze w grę luster. Dziewczyna o długich włosach nie patrzy na fotografa, tylko na siebie w lusterku odbitą: w lusterku odbijają się oczy, w których odbija się lusterko, a w nim oczy, i tak bez końca. Zwykły portret en pied, we wnętrzu, ubranie od stóp do głów, całkowita obojętność dla zewnętrznego świata i oczy zamknięte w pułapce; tylko te włosy rozpuszczone, rozczesane ukazała gestem pogardliwym: a patrz sobie do woli, daję ci przyzwolenie.
Pokrętna prawda fotografii jest wyłącznie w tym, co jest nam dane do zobaczenia; fotografia nie tłumaczy świata, ale pokazuje wyrwane obrazy, jak kartki z książki, gdzie tekst się zaczyna w pół słowa i kończy równie gwałtownie. Fotografia pozwala zobaczyć, że było właśnie tak, ale nie wyjaśnia dlaczego. Nie tłumaczy cierpliwie. Pozwala podglądać przez dziurkę od klucza, ale skąpi komentarza. Fotografia na śmieszność naraża każdego, kto za jej pomocą chciałby wyjaśnić świat (a autor zdjęć zawsze przekonany, że przemawia prawdziwie; komentator zaś, krytyk, który już w prawdę zdjęć nie wierzy, wokół obrazów zmyśla prawdę własną).
Kiedy się rozpadnie papier, przestaniemy istnieć; ktoś nas wyrwie z albumu, w końcu zblakniemy i nic nie zostanie.
Mam przed sobą zdjęcia wyblakłe i podarte, kalekie, zdjęcia, którym- tak się wydaje na pierwszy rzut oka- bliżej do kategorii kuriozów niż fotografii. Są dotknięte rozpadem, obarczone błędem, ale rozpad je upiększył, dodał tajemniczości. To, co w nich wartościowe, zrodziło się z przypadku; to błąd jest nam w nich dany do podziwiania.
Moraliści domagają się od zdjęcia, by zrobiło coś,czego nie jest w stanie zrobić - by przemówiło. Podpis to brakujący głos, spodziewamy się, że powie prawdę. Jednak nawet najbardziej odpowiedni podpis jest tylko pewną interpretacją, z konieczności zawężającą wymowę zdjęcia, pod którym został umieszczony." Susan Sontag.
Zbyt wiele fotografii za naszymi plecami świadczy o chwilach, których wolimy nie pamiętać, nieważne czy ze strachu, czy z wściekłości. Stąd kasowanie i drapanie, stąd wycinanie postaci i wydrapywanie twarzy.
Fotograficzna entropia pokazuje, jak dziecięco naiwne są nasze nadzieje na wieczną pamięć.
A więc: zdjęcie jako szyba, medium bez właściwości, które pozwala zajrzeć do dawno zburzonych pokojów i domów, oglądać zmarłych ludzi, siebie w śmiesznych ubraniach, jakich już nikt nie nosi; ale i lustro, bo widzę w nim odbicie własnych lęków.
Kilkadziesiąt tysięcy negatywów to bardzo dużo, trzeba o tym przypominać w erze aparat,ów cyfrowych, erze zdjęć bez fizycznej wagi i ceny.
zauważyłem, że w gruncie rzeczy nigdy nie lubiłem wszystkich zdjęć tego samego fotografa".
Informacji jest niewiele, prawie zupełnie ich brak, jak to często bywa w przypadku prywatnej fotografii (ta wiara wszystko jest na zawsze, że nic nie trzeba pisać, bo zostanie zapamiętane).
Ogarnia mnie pewność, że przeszłość w kolorze może być dotkliwsza. Monochromatyczność starych odbitek wyznacza bezpieczną granicę między tym co nasze i nie-nasze, między współczesnym a minionym. Kolor na starych fotografiach zaburza tę granicę, niweczy bariery, wprowadza podstępem na terra incognita przeszłości...
Oglądam czyjąś prywatność i łapię się na tym, że łączy mnie z tymi ludźmi nieoczekiwana bliskość- nieoczekiwana, bo to przecież nie moja rodzina, nie moje strony, tylko kupione od kogoś cudze fotografie; i powinienem patrzyć na nie chłodnym okiem, jak w muzeum. Być może powinienem zauważyć tylko ich historyczną i artystyczną wartość [...], ale chcąc nie chcąc staje się podglądaczem, zaglądam do wnętrz, ogrodów, przypatruję się ubraniom i przejażdżkom tych ludzi, a także uderza mnie pewność, że oni wszyscy już nie żyją, że ten świat dawno obrócił się w perzynę, że ich historia rodzinna została bez dziedzica- to wszystko sprawia, że czuję z nimi swego rodzaju pokrewieństwo.
Fotografowanie to pospolita mania, która z biegiem czasu ogarnęła ludzkość, gdyż ludzkość jest nie tylko zakochana, lecz wręcz zadurzona w zniekształcaniu i perwersyjności, i rzeczywiście w skutek tego nieustannego fotografowania zaczyna z wolna postrzegać zniekształcony i perwersyjny świat jako jedyny prawdziwy (...) Fotografowanie jest nikczemną namiętnością, która ogarnęła wszystkie części świata i wszystkie warstwy ludzkości, chorobą na którą zapadała cała ludzkość i z której nigdy nie zdoła się wyleczyć.