cytaty z książki "Opowieść wigilijna, czyli kolęda prozą"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Jak ty masz powód, żeby być wesołym? Ty, biedaku? [...] - A jaki ty masz powód, żeby być ponurym, wuju? Ty, bogacz?
Pragnąłbym gorąco dotknąć jej ust; spytać ją o coś, aby musiała rozchylić wargi. Pragnąłbym patrzeć na rzęsy jej opuszczonych w dół powiek i nie spłonąć przy tym najlżejszym rumieńcem; pragnąłbym rozpuścić jej falujące włosy, których najmniejszy loczek byłby dla mnie bezcenną pamiątką. Słowem, pragnąłbym korzystać z przywilejów dziecka, jednocześnie zaś być na tyle dojrzałym mężczyzną, abym umiał docenić szczęście, które mnie spotyka.
- Noszę łańcuch, który sobie ukułem za życia - odparł duch. Sam przygotowałem każde jego ogniwo. Włożyłem go na siebie dobrowolnie, dobrowolnie nosiłem, a teraz dźwigać go muszę przez wieczność.
Jest mnóstwo rzeczy, które przyniosły mi wiele dobrego, choć nie przyniosły mi żadnego zysku. Taką rzeczą są właśnie święta Bożego Narodzenia. Oczywiście, jest to czas hołdu i czci dla samego wydarzenia, ale dla mnie te święta to także miły czas dobroci, wybaczania i miłosierdzia.
Podobno zaraźliwe są choroby i smutki, zapewniam was jednakże, iż wesołość i dobry humor udzielają się jeszcze łatwiej. Jest to największa łaska Opatrzności. Kto nie umie dzielić z bliźnimi wesela, ten ma truciznę w sercu. Boję się takiego człowieka - to zbrodniarz lub samolub.
Przeznaczeniem człowieka - mówiło widmo - jest żyć wspólnie z innymi ludźmi, razem z nimi pracować dla wspólnego dobra, razem cierpieć w niedoli, dzielić swoje radości i samemu cieszyć się szczęściem innych. Kto żyje wyłącznie dla siebie, ten po śmierci skazany jest na wieczne tułanie (jak ja, nieszczęsny!), staje się martwym świadkiem tych wszystkich spraw i rzeczy, w których nigdy nie brał udziału!
Co z tego, że ręka stężała i opadła bezwładnie? Co z tego, że tętno ucichło i serce bić przestało? To jedno jest ważne, że ręka ta była hojna, innym pomocna, że serce to było odważne i czułe, i pełne miłości, że było sercem człowieczym.
- Człowieku - ozwał się duch - jeżeli masz w piersi serce, a nie kamień, nie wypowiadaj tych słów bezmyślnych i obmierzłych, póki się sam nie przekonasz, kim jest i gdzie żyje ten nadmiar ludności. Czyżbyś miał prawo rozstrzygać, którzy ludzie powinni żyć, a którzy umrzeć? Być może w oczach Boga mniej zasługujesz na to, aby żyć, niźli miliony istot podobnych temu dziecięciu biednego człowieka. Chryste! Że też słuchać muszę, jak marny robak, żerujący na liściu, uskarża się na nadmiar żywności pośród swych współbraci, co głodni pozostają w pyle ziemi!
(...) lepiej, aby kalectwo ujawniało się w postaci zmarszczek dokoła oczu, wywołanych ciągłym uśmiechaniem się do bliźnich, niż w innej mniej przyjemnej postaci.
Za życia odstraszał od siebie ludzi po to, abyśmy się mogli obłowić na nim po jego śmierci.
O tej porze roku - ciągnął duch - cierpię najboleśniej. Czemu... o, czemu za życia szedłem pośród bliźnich z oczami spuszczonymi w dół i nigdy nie podniosłem, by spojrzeć na ową błogosławioną gwiazdę, która wskazała mędrcom drogę do ubogiej stajenki? Czyż nie dość było w moim mieście ubogich domów, do których zaprowadziłaby mnie ta gwiazda?
Czy to tobie decydować, który człowiek winien umrzeć, a który ma przeżyć?... O Boże! Żeby taki byle robak oceniał, czy nie za dużo jest wkoło robaków?
Mdłe światło płynące zza okna padało na łóżko, gdzie leżały ograbione, odarte z majestatu śmierci zwłoki człowieka, przy którym nikt nie czuwał, którego nikt nie opłakiwał.
(…) wszystko, co kiedykolwiek zdarzyło się ku dobremu na tej naszej ziemi, było początkowo przedmiotem drwin pewnego gatunku ludzi.
Nie wystarczy powiedzieć, że Scrooge dotrzymał słowa. Zrobił to, co obiecał - i wiele, wiele ponadto. Dla Maleńkiego Tima, który nie umarł, był drugim ojcem. Stał się tak dobrym przyjacielem, tak dobrym chlebodawcą, tak dobrym człowiekiem, że drugiego nie znajdziesz w tym naszym zacnym starym mieście ani też w żadnym innym zacnym starym mieście czy miasteczku na tym naszym zacnym starym świecie. Niektórzy wyśmiewali zmiany, jakie w nim zaszły, ale on nic sobie z tego nie robił. Był na tyle mądry, iż wiedział, że wszystko, co kiedykolwiek zdarzyło się ku dobremu na tej naszej ziemi, było początkowo przedmiotem drwin pewnego gatunku ludzi. Wiedząc zaś, że ludzie ci i tak będą ślepi, Scrooge uważał, iż lepiej jest dla nich, aby od pełnego drwin śmiechu robiły im się zmarszczki wokół oczu, niż aby ich choroba objawiała się w jakiejś mniej przyjemnej formie. W jego własnym sercu gościła pogoda i to mu wystarczało.
(...)Czy mogę pana wpisać na listę ofiarodawców?
- Nie! - burknął Scrooge.
- Życzy pan sobie pozostać anonimowy?
- Życzę sobie, by zostawiono mnie w spokoju! I to moja ostateczna odpowiedz! - warknął. - Sam nie będę się zabawiał podczas Bożego Narodzenia i nie stać mnie na fundowanie przyjemności innym. Wydaje mi się, iż wystarczy, że płacąc podatki,utrzymuję instytucję, o których wspominałem. Ci, którym się źle powodzi, powinni się do nich zgłaszać.
- Wielu z nich nie może tam pójść, dla wielu nie wystarcza miejsc. A inni wolą śmierć niż przytułek.
- Niech więc umierają! Przynajmniej nie będzie nadmiaru ludności na świecie. Poza tym nic mnie to nie obchodzi!
- Wesołych Świąt, drogi wujku! Niech Bóg cię błogosławi! - w zimnym, mrocznym kantorze rozległ się niespodziewanie radosny, młodzieńczy głos siostrzeńca Scrooge'a.
- Co to znów za brednie? - mruknął niechętnie wuj.
Młody człowiek, zarumieniony od szybkiego marszu na mrozie, wyglądał jeszcze przystojniej niż zwykle.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, wuju, że Boże Narodzenie to bzdury? - zdumiał się. - Na pewno nie to miałeś na myśli!
- Właśnie,że tak! - burknął Scrooge. - Wesołych Świąt! Też mi pomysł! Jakie masz powody do radości, szczególnie w Boże Narodzenie? Przecież jesteś biedakiem!
- Wuju, skąd więc twoja ponura mina? - zawołał przekornie siostrzeniec. - Masz wszelkie powody, by być szczęśliwym człowiekiem. Jesteś przecież bogaty!
Powołał do siebie dziecię i posadził je między anioły.
Gdyby ten człowiek ożył - zastanawiał się Scrooge - jakie uczucie pierwsze by się w nim zbudziło? Chciwość, bezwzględność, pragnienie zysku? Piękny zaiste zgotowały mu one koniec!
O Duchu Przyszłych Wigilii! - zawołał Scrooge. - Lękam się ciebie bardziej niźli twoich poprzedników. Ale ponieważ wiem, że pragniesz mego dobra, i ponieważ mam nadzieję stać się innym, lepszym człowiekiem, gotów jestem wszędzie ci towarzyszyć z sercem przepełnionym wdzięcznością.
(...) żadne bowiem wody górskiego potoku nie były bystrzejsze od Scrooge'a - choć on się całe życie upierał, aby być tępym.
Szkoła nie opustoszała zupełnie - ozwał się duch. - Jest tam pewne samotne dziecko, chłopiec zapomniany przez swych opiekunów.
Największą dla nich udręką była bezsilność: choć pragnęły pomagać ludziom, na zawsze straciły moc czynienia dobra.
- Wuju! - błagalnie zawołał młodzieniec.
- Siostrzeńcze! - Scrooge pozostał nieugięty.- Obchodź sobie dzień Bożego Narodzenia, jak ci się podoba, a mnie pozwól go święcić tak, jak mam ochotę!
- Oczywiście, wuju. Tylko, że ty go wcale nie święcisz!
- To moja sprawa! I pozwól mi nie świętować, jeżeli mam taką wolę. Na pewno na tym zyskam.
- Przez cały ten czas - przytaknął duch. Ani chwili odpoczynku, ani chwili folgi. Pośród dręczących mnie bezustannie wyrzutów sumienia.
- Kim jesteś?
- Zapytaj lepiej, kim byłem!
- Kimże więc byłeś? Wyglądasz dość osobliwie.
- Za życia byłem twoim wspólnikiem, Jakubem Marleyem.
- Czy mógłbyś... usiąść? - spytał niepewnie Scrooge.
- Oczywiście.
- Usiądź więc.
Zadał to pytanie, ponieważ nie był pewien, czy zjawa tak przezroczysta może usiąść w fotelu. Tymczasem duch po prostu usiadł, tak jakby robił to codziennie.
Ach, wyobraźmy sobie zdumienie kontrahentów handlowych Scrooge'a z City londyńskiego, gdyby słyszeć mogli, jak marnotrawiąc energię na tego rodzaju głupstwa rozprawia o nich głosem, w których śmiech miesza się ze łzami; i gdyby ujrzeć mogli jego pałającą twarz.
Będę żył w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości(...) Zamknę w sercu Ducha Przeszłych, Teraźniejszych i Przyszłych Wigilii.
Lepiej, niewidomy panie, żeby człowiek wcale nie widział, niż żeby mu tak źle z oczu patrzało!